Na razie kino 5D trudno nazwać sztuką filmową. Obcowanie z nim przypomina raczej wizytę w wesołym miasteczku. Ale czy tak będzie zawsze?
Jeszcze niedawno trzeci wymiar w kinie wydawał się czymś niezwykłym. Jednak wkrótce pojawiły się kina 4D, gdzie dodano ruchome fotele, wiatry, deszcze i inne efekty specjalne. Ten eksperyment nie przyjął się na zbyt dużą skalę – oferują go jedynie kina objazdowe. W mediach coraz częściej można za to usłyszeć o kinach 5D. Co to takiego? Postanowiłem sprawdzić.
Tsunami ze spryskiwacza
W tym celu wybrałem się do Kina 5D Extreme w warszawskim Centrum Handlowym Fort Wola. Zdecydowałem się obejrzeć film „Tsunami”, by moje doświadczenie było jak najbardziej ekstremalne. Przy wejściu otrzymałem okulary, takie jak w „zwykłym” kinie trójwymiarowym. Pewnym zaskoczeniem było dla mnie, że na sali jestem sam. Przypisałem to jednak nietypowej porze – w końcu 13.20 w dniu roboczym to niekoniecznie najlepszy czas na chodzenie do kina. Siadłem zatem wygodnie w fotelu, czekając na nadejście pierwszej fali… Pierwsza scena, przedstawiająca dziadka rozmawiającego na tarasie z wnuczką, nie zrzuciła mnie z fotela. Poczułem na twarzy lekki zefirek, doszedł mnie też chyba zapach fajki palonej przez dziadka, ale naiwna grafika komputerowa i sielska atmosfera nastawiała dość sceptycznie do produkcji 5D. Za chwilę jednak miało się zacząć: ziemia (a wraz z nią mój fotel) zatrzęsła się, uciekające szczury ocierały się o nogi, czułem, że lecę w przepaść, a fala raz po raz pryskała mi na twarz. Ten ostatni efekt, co prawda, budził raczej skojarzenia ze spryskiwaczem do kwiatków niż z tsunami, ale trudno, żeby człowiek wychodził z kina mokry. W sumie było w tym trochę emocji, może nie ekstremalnych, ale na pewno takich, które odczuwa się, przeżywając jakieś doświadczenie po raz pierwszy. Tyle że przypominało to raczej wizytę w wesołym miasteczku niż obcowanie z dziełem sztuki. Bo sztuka mieści się w niedopowiedzeniach – symbolicznymi obrazami uruchamia naszą wyobraźnię. „Nowoczesne” kino chce wszystko dopowiadać za nas. Wytrzęsie nas, wydmucha, ochlapie, ale czy wyjdziemy z niego bogatsi wewnętrznie? Nie sądzę.
Kino, które pachnie
Być może moje utyskiwania będą za 100 lat wydawać się tak śmieszne, jak pierwsze zżymanie się krytyków na kino dwuwymiarowe. W końcu film jest bardziej dosłowny w przekazie niż książka, a jednak i w nim szukamy tego, co nieuchwytne. Dziś nikt już nie zaprzeczy, że najwybitniejsze produkcje filmowe mogą aspirować do miana prawdziwej sztuki. Może gdy techniki „D” z kolejnymi numerkami z przodu ulegną udoskonaleniu, również i tu znajdziemy wybitne zjawiska artystyczne. Na razie jednak filmy 5D mają przede wszystkim służyć zabawie: – One bardziej przypominają symulator niż zwykłe kino – twierdzi Michał Rożnowiecki, współwłaściciel sieci Kino 5D Extreme. – Do trójwymiaru dokładamy dodatkowe „wymiary”: ruch, zjawiska atmosferyczne; tak, by widz mógł poczuć przedstawiany świat wszystkimi zmysłami. Kino 5D różni się od 4D tym, że dołożyliśmy jeszcze zapach. Na tym kończą się obecne możliwości technologiczne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski