Peter Raina, zasłużony edytor wielu wartościowych źródeł do dziejów Kościoła w PRL, tym razem opublikował pracę, której przyświecał szczytny cel - obrona dobrego imienia zasłużonego kapłana.
Uczynił to jednak w sposób wyjątkowo niefortunny. Książka To nie ja byłem „Ewą”. Sprawa ks. Mirosława Drozdka – kustosza sanktuarium na Krzeptówkach w założeniach miała być publikacją na temat oskarżeń ks. Drozdka o współpracę z organami bezpieczeństwa PRL. W istocie jednak nie jest ani pogłębionym studium dokumentów bezpieki, ani próbą odpowiedzi na pytanie, jak rzeczywiście wyglądały kontakty ks. Drozdka (zarejestrowanego jako tajny współpracownik „Ewa”) z szefem bezpieki w Zakopanem w drugiej połowie lat 80.
Autor przede wszystkim nie zadał sobie trudu, aby samemu przestudiować materiały znajdujące się w archiwum krakowskiego IPN. Korzystał jedynie z kopii udostępnionych mu przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Przy tym w ogóle nie wspomina, że sprawa ks. Drozdka została po raz pierwszy opisana właśnie przez ks. Zaleskiego w jego głośnej książce „Księża wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej”. Nie zna także podstawowej rozprawy na ten temat, wnikliwego studium Macieja Korkucia z krakowskiego IPN „SB wobec Kościoła katolickiego – sprawa ks. Mirosława Drozdka”, umieszczonego w I tomie pracy „Kościół katolicki w czasach komunistycznej dyktatury. Między bohaterstwem a agenturą”. Podejmując ten temat, Raina miał obowiązek ustosunkować się do ustaleń obu tych badaczy.
Tego nie zrobił, choć zdecydował się na publikację, która nie tylko nie wnosi nic nowego, ale wręcz zaciemnia sprawę i tak skomplikowaną. W sposób dyletancki miesza w swej publikacji dokumenty wytworzone przez bezpiekę z oświadczeniami wydanymi przez różne grupy i środowiska w obronie ks. Drozdka, gdy został on zaatakowany przez „Tygodnik Podhalański”, jakby posiadały podobny ciężar dowodowy w tej sprawie.
Niewiele wiedząc o metodologii pracy bezpieki, ani nie znając sposobu prowadzenia przez nią ewidencji operacyjnej, Raina kategorycznymi sądami, zupełnie nieprzystającymi do treści dokumentów, stara się wmówić czytelnikowi, że w kontaktach i rozmowach ks. Drozdka z bezpieką, czy w korzystaniu z jej pomocy w sprawach paszportowych nie było żadnych dwuznaczności, wątpliwości i pytań. W odpowiedzi na jednostronne, stronnicze i krzywdzące ks. Drozdka publikacje „Tygodnika Podhalańskiego” powstała mająca niewiele wspólnego z próbą dochodzenia prawdy książka Rainy, przykład błędnego sposobu rozliczenia się z przeszłością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski