Świat domaga się od nas natychmiastowych odpowiedzi. A często wystarczy dać sobie jeden dzień oddechu, by spojrzeć na wydarzenia inaczej. Bez emocji, osądu, oskarżenia.
07.02.2023 07:00 GOSC.PL
Abba Antoni zapytał: „Panie, dlaczego to jedni umierają we wczesnej młodości, a inni dożywają późnej starości? Dlaczego jedni żyją w nędzy, a inni się bogacą? Dlaczego bogacą się źli, a dobrzy są w nędzy?”. I usłyszał głos mówiący: „Antoni, pilnuj samego siebie, bo tamto wszystko to sądy Boże, i zrozumienie ich nie wyszłoby ci na dobre”. (Gerontikon. Pierwsza Księga Starców”.
Krypta katedry Chrystusa Króla pękała w szwach. Wielu studentów siedziało na schodach. Rekolekcje akademickie prowadził o. Jacek Salij. Pod koniec konferencji ktoś zadał mu pytanie dotyczące jakiegoś biblijnego fragmentu. „A wie pan, nie mam jeszcze tego przemyślanego. Jutro panu odpowiem” – powiedział po chwili namysłu dominikanin. Wiecie, że do dziś pamiętam tę odpowiedź?
A przecież ceniony teolog, autor bijących rekordy popularności rozważań „Szukającym drogi”, rozchwytywany rekolekcjonista i autor wielu książek mógł na miejscu wyrzeźbić jakąś zgrabną odpowiedź.
Zachwyciła mnie jego pokora.
Żyjemy w czasach, gdy świat domaga się od nas natychmiastowych odpowiedzi. Co sądzisz na temat depresji biskupa, kazania papieża, Mszy na Robloxie? A często wystarczy dać sobie jeden dzień oddechu, by spojrzeć na wydarzenia inaczej. Bez emocji, osądu, oskarżenia.
Tak, zdaję sobie sprawę, jak podobne słowa brzmią w ustach dziennikarza. Usprawiedliwia mnie to, że na szczęście od lat nie pracuję w news roomie i nie muszę z zadyszką stukać w klawiaturę, nerwowo zerkając na konkurencyjne portale uczestniczące w wyścigu szczurów. Warto dać sobie czas, wysłuchać drugiej strony. Już kolejnego dnia postrzega się często wydarzenie w innym świetle, a rzeczywistość przestaje być czarno-biała. Odsłaniają się kolejne warstwy, wymiary. Jest trochę tak, jak pisał w „Kajś” Zbigniew Rokita: „Tu zawsze jedni mówią tak, drudzy inaczej, a to wszystko jest jednak bardziej skomplikowane”.
Marcin Jakimowicz