Przedstawiano mnie jako fanatyka z nożem w zębach – mówi Paweł Milcarek, odwołany w grudniu dyrektor Programu II Polskiego Radia, w rozmowie z Edwardem Kabieszem
Edward Kabiesz: Dlaczego został Pan odwołany ze stanowiska dyrektora Programu II Polskiego Radia?
Paweł Milcarek: – Nie wiem. Nie zostały mi przedstawione żadne powody. O ile wiem, prezes Hasiński również publicznie nigdzie nie uzasadnił tej decyzji.
Może Pan się domyśla?
– Myślę, że jest to efekt zasadniczej rozbieżności co do przyszłości Programu II, wynikającej z odmiennych punktów widzenia zarządu spółki i kierownictwa anteny. Przychodziłem z pomysłami rozwijania programu, a nie jego oszczędnościowego zwijania.
Po objęciu przez Pana stanowiska sugerowano, że Programem II zawładnął ultrakatolicki publicysta i że jest to wybór ideologiczny...
– Zapowiadano różne groźne rzeczy, a mnie przedstawiano jako fanatyka z nożem w zębach. To wszystko się nie potwierdziło. Nie było problemu z porozumieniem się z zespołem i słuchaczami. Podstawowy problem polegał na niestabilności budżetu i władzy w Polskim Radiu.
Pana odwołanie uznano za medialny zamach dokonany przez PiS i SLD.
– Nie wiem, w jakim stopniu dotyczy to Dwójki. Musielibyśmy zobaczyć, kto będzie moim następcą. Na pewno taki układ jest bardziej widoczny w przypadku Jedynki i Trójki. Zmiany personalne w Jedynce odbierano także w radiu ze sporym zażenowaniem. Nie widać też żadnego innego, poza politycznym, uzasadnienia dla odwołania dyrektora Szymona Sławińskiego z Radia Euro – też oddano je komuś z okolic SLD.
Rozpoczynając kierowanie radiową Dwójką, opublikował Pan założenia swojego programu działania. Można go nazwać programem 4 x nie. Nie dla interesów partyjnych, nie dla bigoterii, nie dla rewolucji kulturalnej i nie dla woluntaryzmu decydentów. Czy udawało się go Panu realizować?
– W tamtym okresie myślałem jeszcze, że będzie możliwe wprowadzenie na antenę nowych elementów. Jest to możliwe, kiedy są pieniądze i nie trzeba się martwić o podtrzymanie podstawowych funkcji życiowych anteny. Szybko okazało się, że takimi środkami nie dysponuję, a wszelkie nowości musiałbym wprowadzać kosztem dotychczas wypracowanego dobra programu. W drugim kwartale ubiegłego roku musiałem więc podjąć prostą decyzję: czy w ogóle rezygnuję po tak krótkim czasie z kierowania programem, w sytuacji, gdy Zarząd, już w innym składzie, był mi raczej niechętny i nie mogłem spodziewać się wsparcia, czy też przyjąć program minimum: obrona tego, co zastałem, z możliwością bardzo drobnych uzupełnień. Przyjąłem to rozwiązanie, ponieważ uznałem, że w tak trudnej sytuacji nie należy robić jeszcze jednego zamieszania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz