Liryka, liryka, ckliwa dynamika, angelologia i… śnieg – można śmiało sparafrazować słowa mistrza Ildefonsa. Sting lubi zimę. To widać, słychać i czuć.
Trzy lata czekaliśmy na jego nowy krążek. „If On A Winter’s Night” to w stu procentach zimowy album, na którym nie wieje jednak chłodem. To płyta, jakiej, przyznam się bez bicia, nie spodziewałem się po eksliderze Police. Pan Gordon Sumner zabiera nas w nastrojową, klasyczną, pastorałkową podróż. – Zima to moja ulubiona pora roku – opowiada. – Nasi przodkowie czcili i świętowali paradoks światła w środku ciemności oraz cud odrodzenia i odnowy pór roku. Poprzez wykorzystanie na tym albumie różnorodnych form i stylów stworzyliśmy, mam nadzieję, coś całkiem nowego i bardzo ożywczego.
Z nowym, bardzo klasycznym, kameralnym materiałem Sting mógłby z powodzeniem ruszyć w trasę po kościołach. Tradycyjna ballada z Newcastle obok angielskiej „pieśni żebraków”, śliczna XIV-wieczna kolęda „Gabriel’s Message” obok hymnu „Now Winter Comes Slowly” (Henry’ego Purcela). Jest też przetłumaczone na angielski przez samego artystę opracowanie „Der Leiermann” ze znanego cyklu pieśni „Winterreise” Franciszka Schuberta.
Sting nagrał też dwie autorskie kompozycje – senną „Lullaby for an Anxious Child” i „The Hounds of Winter”. Jego delikatnemu głosowi towarzyszy pastelowa gra trzech instrumentalistów z północnej Anglii i Szkocji: Kathryn Tickell (skrzypce i fujarka angielska), Juliana Suttona (melodeon) i Mary MacMaster (instrumenty metalowe szarpane i harfa).
Album promuje pulsująca, dynamiczna piosenka „Soul Cake”. Ale nie dajmy się zwieść. Cała płyta jest inna. Uspokaja, wycisza i kołysze. Uwaga! To krążek na jesienne i zimowe wieczory. Album powinien zawierać ostrzeżenie: „Słuchanie płyty za kółkiem grozi śmiercią lub trwałym kalectwem. Oczy zaczynają się kleić już przy trzeciej piosence”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Poleca - Marcin Jakimowicz