Andrzej Maleszka znalazł klucz do wyobraźni najmłodszych. Jego „Magiczne drzewo” ogląda się z zapartym tchem. A przy czerwonym krześle trzeba uważać. Ono wszystko słyszy! (Andrzej Maleszka, Czerwone krzesło, Znak 2009)
Od wielu, wielu lat polska kinematografia nie miała recepty na dobry film dla dzieciaków. Wystarczy spojrzeć na to, jakie odgrzewane kotlety serwuje się w czasie wakacji. Pan Samochodzik jeździ po Polsce, szukając skarbów templariuszy jedynie dzięki zażywaniu geriavitu, Marek Piegus od kilkudziesięciu lat przeżywa swe niewiarygodne przygody, a Bogusław Łysy ze znudzeniem zawodzi: Przebacz mi, Brunhildo. Na szczęście Andrzej Maleszka znalazł klucz do wyobraźni najmłodszych. Jego cykl filmowy „Magiczne drzewo” oglądało się z zapartym tchem. Nic dziwnego, że nagrodzono go EMMY AWARD i obsypano dziesiątkami innych nagród.
„Nad doliną Warty przeszła burza, która powaliła olbrzymi, stary dąb. Nie był to zwyczajny dąb. Było to Magiczne Drzewo. Ludzie nie znali jego niezwykłej mocy i pocięli drzewo na deski. Zrobiono z nich setki przedmiotów” – tę zajawkę znają dzieci w całej Polsce. Właśnie ukazała się książka Maleszki „Czerwone krzesło”, a na ekrany kin wchodzi jego film pod tym samym tytułem. Opowieść jest osadzona w realiach polskiej ulicy. Bohaterami jest troje dzieci, których rodzice – muzycy tracą pracę. Do dzieci trafia czerwone dębowe krzesło. To ono „załatwia” rodzicom pracę za granicą, a dzieci zostają wysłane na wygnanie do toksycznej, wiecznie niezadowolonej ciotki.
To opowieść o zwykłych dzieciakach i ich niezwykłych marzeniach. O autobusie, który zwariował, gigantycznym moście ze światła, ogromnym lwie i latającym domu
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz