To wizja jest znakiem rozpoznawczym poezji Czechowicza. Wizja, w której przenika się to, co ziemskie, z tym, co duchowe: witryna sklepowa i Sąd, archanioły i ludzie.
Kiedy rozpoczęło się bombardowanie Lublina, Józef Czechowicz był… u fryzjera. Wstąpił tam, żeby się ogolić – podobno z uporem domagał się tej wizyty. Świadkowie widzieli go, jak stał pod ścianą w oczekiwaniu na swoją kolejkę. Kilka minut później na dom z zakładem fryzjerskim Ostrowskiej spadła bomba. Wszyscy skoczyli pod ściany walącej się kamienicy. Tylko Czechowicz „rzucił się wprost na bombę, jakby go ciągnęła magnesem”. To ostatnie sformułowanie należy do Stanisława Piętaka, który nie był przy tej sytuacji, a jedynie spisał po latach relację świadka Henryka Domińskiego. Faktem jest jednak, że obsesja śmierci towarzyszyła Czechowiczowi w ostatnim okresie życia. A kiedy czyta się jego wiersz „Żal” z 1939 roku, w którym padają słowa „ja (…) bombą trafiony w stallach”, trudno nie poczuć dreszczu na plecach.
Sielanka i apokalipsa
Może to trochę dziwić u poety, który utrwalał obraz polskiej prowincji w sposób niemal sielankowy: „Przecież siano pachnie snem/ a ukryta w nim melodia kantyczki/ tuli do mnie dziecięce policzki/ chroni przed złem” („Na wsi”). Ale, jak pisał Zbigniew Herbert: „Czechowicz nie jest poetą jednoznacznym. To, co niewątpliwe i jednoznaczne w jego twórczości, jest zarazem żenująco skromne. Bez mała tyle: kochał małe miasteczka i bał się śmierci. A poza tym las sprzeczności i powikłań tak niewygodnych dla tego, który posługuje się kluczem postępowe–reakcyjne, racjonalne–irracjonalne i żąda od autora jasnej odpowiedzi”. Twórczość Czechowicza wymyka się tym odpowiedziom i może dlatego, mimo przyznanego mu przez krytyków miejsca w panteonie najwybitniejszych polskich poetów XX wieku, pozostaje on poetą nieznanym. Nie mieści się w żadnej szufladce, bo cóż znaczy termin „druga awangarda”, który obejmuje poetów tak różnych jak Stanisław Piętak, Aleksander Rymkiewicz czy Czesław Miłosz? Zwykle wskazuje się na katastrofizm jako na wyróżnik twórczości tej grupy, ale czy to nie narastające zagrożenie wojną było przyczyną pesymistycznego spojrzenia na cywilizację tamtego czasu? Czy można się dziwić, że młodzi wówczas poeci nie podzielali entuzjazmu tych nieco starszych, z Awangardy Krakowskiej, wobec Miasta, Masy, Maszyny?
Archanioły i ludzie
Jedna maszyna tak naprawdę interesuje Czechowicza: człowiek. „Żyjesz i jesteś meteorem/ lata całe tętni ciepła krew/ rytmy wystukuje maleńki w piersiach motorek/ od mózgu biegnie do ręki drucik nie nerw// Jak na mechanizm przystało/ myśli masz ryte z metalu/ krążą po dziwnych kółkach (nigdy nie wyjdą z tych kółek)/ jesteś system mechanicznie doskonały/ i nagle coś się zepsuło” – czytamy w wierszu „Przemiany”, śpiewanym przez Marka Grechutę, a później także przez zespół Armia. Swoją drogą to ciekawe, że poeta piszący wiersze tak nieregularne, o mocno „połamanym” rytmie, doczekał się tak wielu interpretacji muzycznych. Musi być w tych tekstach jakaś ukryta, podskórna śpiewność, która potrafi unieść szalone wizje poety. Bo to właśnie wizja jest znakiem rozpoznawczym Czechowicza. Wizja, w której przeplata się to, co ziemskie, z tym, co duchowe. „Otworzyły się oczy niebieskie/ widzą razem witrynę sklepową i Sąd/ przenika się nawzajem tłum – archanioły i ludzie/ chmurne morze faluje przez ląd (…) trąba w ciemności ponura/ i wołasz/ WŁADYKO PRZYGARNIJ”. Wyobraźnia artysty przyprawia o zawrót głowy, ale ekstatyczność wierszy pozwala bezboleśnie przebijać się przez spiętrzone metafory. Jest w tej poezji wielka tęsknota za niebem. Tym, które pachnie snem jak siano z dziecięcego wspomnienia, i tym, o które trzeba błagać wielkimi literami w czas ostatecznej trąby. Sielanka i apokalipsa tutaj się spotykają.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski