Michał Zioło OCSO, Dziennik Galfryda, W drodze, Poznań 2009 s. 220
Przed oborą siedzą w kucki sąsiedzi i czekają, aż krowy urosną – to fragment poradnika działkowca? Haiku w stylu Mumio? Nie. Znakomity dziennik trapisty o. Michała Zioło. Ojciec Zioło przez 15 lat był dominikaninem. W 1995 roku został trapistą. Mieszkał w Afryce. Od 9 lat modli się we francuskim klasztorze w Aiguebelle. Notuje wszystko. Łapie chwile na gorącym uczynku, spisuje drobiazgi. Jak w kalejdoskopie zmieniają się zapachy, obrazy, dźwięki.
„Tego dnia nic się nie wydarzyło. Świeciło słońce nad klasztorem i dobrze grzały kaloryfery”. Zakonnik pisze w swojej książce o umieraniu z dnia na dzień, o powołaniu idącym na wyniszczenie, a jednocześnie jego dziennik tryska życiem: „Wróble za oknem. Niedokończone »Wyznania św. Augustyna«. Każdego dnia śmierć”. W Dzienniku Galfryda znajdziemy sporo humoru, autoironii, świetne portrety psychologiczne braci. „Bóg się rodzi, moc truchleje. Pan niebiosów obnażony. Oj, trzeba się wziąć za zmywanie naczyń…”. To słowa o tym, by być uważnym – wyjaśnia trapista. – Bo w życiu monastycznym chodzi o uważność.
„Dziennik Galfryda” to książka o czekaniu. Na Boga, który przyjdzie, kiedy chce. I jak chce. Podczas zmywania naczyń, przygotowywania antydepresyjnych nalewek, lektury wierszy Miłosza czy dzienników Czapskiego. Bo mnich – wyjaśnia ojciec Michał Zioło– to taki facet, który stoi na peronie dworca i czeka. Ktoś czyta gazetę, inny przechadza się, gadając przez komórkę, a on stoi i czeka. Ludzie na niego patrzą i mówią: Skoro on czeka, to znaczy, że pociąg przyjedzie. A tytułowy Galfryd? To kot z poematu Christophera Smarta, który „mruczy z wdzięcznością, gdy Bóg pochwali go jako dobrego kota”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Poleca - Marcin Jakimowicz