Zbyt wielu naszą wolność okupiło swoją krwią, cierpieniem, wygnaniem. Nie tylko w powstaniu styczniowym.
Wyjątkowy przebieg mają, bo wszak się jeszcze nie skończyły, tegoroczne obchody wybuchu powstania styczniowego. Wyjątkowość ta nie wynika z faktu okrągłej rocznicy – 22 stycznia minęło 160 lat od rozpoczęcia insurekcji styczniowej – ale oczywiście z kontekstu, w którym dziś żyjemy: wojny na Ukrainie wywołanej agresją Rosji. Tej samej Rosji – bo choć nie carskiej już, ale imperialnej – która 160 lat temu brutalnie tłumiła zryw niepodległościowy Polaków, wspieranych przez Litwinów, Białorusinów i właśnie Ukraińców, wspólnie zamieszkujących I Rzeczpospolitą. Nie dziwi więc w rocznicowych uroczystościach wiele odniesień do obecnej walki Ukraińców o zachowanie swej wolności i suwerenności oraz wsparcia ich przez Polskę i Litwę. Ten kontekst sprawił, że zdecydowanie mniej w tym roku wypowiedzi piętnujących styczniowe powstanie za jego złe przygotowanie, brak szans na powodzenie oraz tragiczne skutki, z tysiącami zabitych, zesłanych na Sybir, emigrantów itp. Kontekst, jak widać, zmienia perspektywę. Choć, jak historia pokazuje, nie jest to regułą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ewa K. Czaczkowska