Chrześcijaństwo nie jest religią dla jednostek. Jezus nie przyszedł po to, by być naszym prywatnym trenerem życiowym, ani po to, żebyśmy szli za Nim na własną rękę.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
Przyszedł zbudować rodzinę, która zapali świat miłością Boga. Wielu Polaków ma mocno indywidualistyczne podejście do wiary. Wielu przychodzi na Msze, ale nie czuje się wspólnotą. Nie próbują także dzielić się z innymi swym doświadczeniem Kościoła. Przyzwyczailiśmy się do niego jako potężnej instytucji. Łatwo zrezygnować z osobistego poczucia misji na rzecz oficjalnej machiny religijnej. Katolicy mają także skłonność do myślenia o Kościele jako stałym elemencie pejzażu. Nawet jeśli od niego odchodzimy i nie dajemy na niego złamanego grosza, chcemy, żeby kościół parafialny, który pamiętamy z dzieciństwa, był nadal otwarty – z czystego sentymentu. Innym problemem jest klerykalizm. Jeśli ksiądz odpowiada za wszystko i jeśli ma wyjątkowy i zarezerwowany dla siebie dostęp do świętości, to na księdza można także zwalić winę za wszystko – a inni czują się zwolnieni z obowiązków wynikających z bycia uczniami Chrystusa. A przecież na mocy chrztu obowiązek misji dotyczy nas wszystkich.
Ogarnia nas i przenika wiele dziejących się zmian: mamy do czynienia ze spadkiem tradycyjnej religijności wśród młodzieży, gwałtownymi przeobrażeniami technologicznymi i społecznymi, „kulturą” zgiełku, który zagłusza chrześcijańskie orędzie, spadkiem liczby praktykujących katolików, starzeniem się Kościoła i przerostem infrastruktury, coraz bardziej wrogim klimatem prawnym i politycznym, a także ambicjami i podziałami w samym Kościele. Kościół jutra nie będzie wyglądał jak Kościół dnia dzisiejszego, a już na pewno nie jak Kościół z naszych wspomnień. Większość z nas nie jest gotowa, by stawić czoła nowej rzeczywistości. W kościele San Damiano w Asyżu Jezus skierował do św. Franciszka słowa: „Odbuduj mój dom”. My też musimy w dzisiejszych czasach odbudować dom Pański, dołożyć wszelkich starań, by stał się bardziej ożywiony, wierzący i misyjny. Siła Kościoła nie leży w jego publicznych oświadczeniach ani zasobach materialnych, w strukturach czy też dziełach społecznych, ale w zdolności do formowania i prowadzenia ludu.
Aby opisać sposób, w jaki należy odbudować Kościół, Jezus posługuje się obrazami soli i światła: „Wy jesteście solą ziemi; wy jesteście światłem świata”. Sól, którą posypujemy potrawy, sprawia, że lepiej smakują. Światło zapalone w ciemnym pokoju umożliwia nam widzenie tego, co nas otacza. Sól zapobiega gniciu i zepsuciu. Światło odkrywa i rozjaśnia mroczne przestrzenie duszy. Nie skupiamy uwagi na soli ani świetle. Ich rola polega raczej na udzielaniu swoich właściwości czemuś innemu, co przez to staje się lepsze. I takie samo powinno być działanie Kościoła w świecie. Benedykt XVI przypominał: „Kościół nie propaguje ani nie oferuje ludziom jedynie jakiegoś systemu moralnego. Kościół daje Jezusa Chrystusa. Otwiera drzwi do Boga i przez to daje ludziom to, czego najbardziej oczekują, najbardziej potrzebują i co może im najskuteczniej pomóc. Czyni to przede wszystkim przez wielkie cuda miłości, które dzieją się ciągle na nowo”. •
ks. Robert Skrzypczak