Chwilę po premierze sztuki „Romulus Wielki” z reżyserem Krzysztofem Zanussim rozmawia Barbara Gruszka-Zych
Barbara Gruszka-Zych: Tytułowy Romulus Wielki wydaje się sympatyczny, a przecież prowadzi cesarstwo do klęski.
Krzysztof Zanussi: – Dziś nie mamy takich „nadanych z góry” władców, ale sami wybieramy sobie rządzących, którzy mają wpływ na nasze losy. Niestety, często bywa, że jest to wpływ negatywny. Sprawujący władzę biorą udział nie w procesie budowy, ale rozkładu. A te procesy ciągle ze sobą konkurują i w ich wyniku cywilizacja rośnie albo się zwija. Jej ciągłość jest w rękach pokoleń, które w tej chwili nas zastępują.
Dürrenmatt rozliczał się z nazizmem…
– … a my rozliczamy się z cywilizacją euroatlantycką, to inny stopień uogólnienia. Nasza cywilizacja, wyrastając z judeo-chrześcijańskich korzeni, doprowadziła ludzkość do takiego rozwoju, jakiego nie za-proponowała wcześniej żadna inna. Czy to ma się teraz zawalić przez brak poszanowania własnych ideałów, odejście od korzeni, które wiążę z religią, bo to ona wyzwoliła ludzi do tej twórczości, której nie stworzyła żadna inna kultura. Nasza cywilizacja dała nam skrzydła. Czy teraz je zwinie?
W sztuce pojawiają postacie jakby rodem z naszej historii.
– Dla mnie najtragiczniejszy jest Emilian, rzymski patrycjusz przypominający naszego polskiego chłopaka z barykad. Rafał Maćkowiak gra go tak, żeby było dramatycznie, żebyśmy się wstydzili śmiechu. Bo my, Polacy, nie możemy kpić z bohaterstwa, które dało nam szansę na wolność i przeżycie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych