Jan Machulski stał się gwiazdą, kiedy zagrał kasiarza Henryka Kwintę w obu „Vabankach” nakręconych przez swojego syna Juliusza. Jego śmierć oznacza, że trzeciego „Vabanku” nie będzie.
Urodził się w 1928 roku w Łodzi. Pochodził z biednej rodziny. Ojciec był murarzem, matka tkaczką. Przed „Vabankiem” nie grał na trąbce, ale na przełomie lat 40. i 50. występował w zespole jazzowym. Grał na perkusji i akordeonie. Od dziecka uwielbiał kino. Nie jeździł tramwajem, by oszczędzić 25 groszy na seans w niedzielę. Mimo wieku imponował znakomitą kondycję fizyczną. Zawdzięczał ją uprawianiu sportu. Boksował i grał we Włókniarzu Aleksandrów, trzecioligowym zespole piłkarskim pod Łodzią.
Dramatów brakowało
W filmie debiutował w 1953 r., w nowelowych „Trzech opowieściach” Konrada Nałęckiego. Popularność i uznanie przyniosła mu rola w nagrodzonym Grand Prix w Wenecji „Ostatnim dniu lata” Tadeusza Konwickiego z 1958 r. „Aktorzy, a zwłaszcza Machulski, grali tak, że nie czuło się w nich aktorstwa. Dla mnie taka gra jest najlepsza, tak jak najlepszy jest w powieści styl, którego się nie zauważa” – napisała w swoich pamiętnikach Maria Dąbrowska. W latach 60. zagrał m.in. w „Pamiętniku znalezionym w Saragossie” i „Lalce” Hasa. Znakomitą kreację stworzył w nakręconym w 1968 r. „Sublokatorze” Janusza Majewskiego. Żałował, że kino nie proponowało mu więcej ról komediowych. Grał też w serialach. Jednak swoją karierę zaczynał w teatrze. W 1954 r. ukończył wydział aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Aktorskiej w Łodzi. Występował w teatrach Olsztyna, Opola, Lublina. Mógł tam grać duże role, na które w stolicy czy Krakowie nie miałby szans. W 1966 r. przeniósł się do Warszawy. Występował w Teatrze Polskim i Narodowym. Chcąc osiągnąć niezależność, wraz z żoną Haliną poszedł na studia reżyserskie. W 1970 r. założył własną scenę – Teatr Ochoty – Ośrodek Kultury Teatralnej i ognisko teatralne dla dzieci i młodzieży. Dla swojego teatru zaczął pisać sztuki. Bo, jak powiedział w jednym z wywiadów, brakowało współczesnych dramatów. – Graliśmy spektakle o wyborach moralnych, chcieliśmy edukować widownię. Potrzebowaliśmy bohaterów borykających się z trudnymi decyzjami. Pod tym właśnie kątem zacząłem pisać – mówił
Zostaje coś dobrego
Do najważniejszych w swojej karierze teatralnej zaliczał m.in. rolę kard. Stefana Wyszyńskiego. W 1988 r. jako pierwszy zaadaptował na scenę i wyreżyserował „Zapiski więzienne”. Premiera odbyła się na scenie warszawskiego Teatru Ochoty, a przedstawienie cieszyło się wielką popularnością. Wystawiano je przez pięć lat. A Machulski Prymasa Tysiąclecia zagrał 350 razy. Jeździł z nim po całym świecie. „Grając kiedyś kardynała Wyszyńskiego, zjechałem dwadzieścia siedem miast w Anglii – mówił w wywiadzie dla dziennika www.zamosc.online. – Mieszkaliśmy wówczas u ludzi, bo na hotele nie było pieniędzy. Staliśmy po spektaklu, niczym na targu niewolnicy, a ludzie wybierali – pan śpi u mnie, a pan śpi u mnie… To był rok 1988. Były przepiękne rozmowy o kardynale, o Polsce…Coś tam przechodzi na człowieka. Płaćmy złotem miłości za kamienie nienawiści – mówił kard. Wyszyński. Ile on pięknych rzeczy powiedział”. Zrobił też adaptację wspomnień generała Władysława Andersa „Bez ostatniego rozdziału”. W czasie występów w Londynie spotkał się z żoną generała. Prosił, by opowiedziała mu o nim. „A pani Irena na to – on o wszystkim ze mną nie rozmawiał, raz tylko powiedział: dwa razy byłem bliski zawału, po Jałcie, kiedy Polskę sprzedali, i drugi raz, kiedy Churchill powiedział – pan zabierze te swoje wojska. Na co generał: szkoda, że pan mi tego przed Monte Cassino nie powiedział! Tym kończyliśmy swoje przedstawienie” – wspominał Machulski.
Wszyscy go szanowali
Wiele uwagi poświęcał działalności pedagogicznej. Pracował w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, gdzie do roku 1996 był dziekanem wydziału aktorskiego. Wraz z żoną założył szkołę aktorską. Jan Machulski cieszył się powszechną sympatią widzów, współpracowników i wychowanków. Mówił, że w życiu najbardziej przydatna mu była rada mamy: „Kochaj bardzo ludzi, a miłość do ciebie wróci”. Za swoje największe życiowe spełnienie uważał żonę Halinę, również aktorkę i pedagoga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz