To nie jest muzyka dla grzecznych dzieci, a jednak w jej melodii słychać wyraźnie dźwięki Dobrej Nowiny.
Ostrzeszów dawno rozpłynął się w mroku jesiennego wieczoru. Zagłębiamy się w coraz węższe zakamarki kompleksu magazynów. Nie możemy stracić z oczu prowadzącego nas w ten minilabirynt samochodu ks. Arkadiusza Wieczorka. Ten człowiek stworzył od podstaw kapelę Wielebny Blues Band. Sam jest jak ucieleśnienie bluesa. Spotykają się w nim dysonanse, których współbrzmienie tworzy niezwykłą harmonię. Śpiewa, gra na gitarze, z potrzeby serca pisze teksty i komponuje do nich melodie. Jego długie jasne włosy i koloratka z pozoru nie pasują do siebie, ale z domieszką spontaniczności i dystansu wobec własnej osoby „brzmią” idealnie. Auto księdza zatrzymuje się na ciemnym parkingu. Jesteśmy na miejscu – przed wytwórnią... papieru toaletowego. Robi się coraz ciekawiej...
Potrzeba matką wynalazków
Historia zespołu sięga roku 1997. – W parafii św. Pawła w Ostrowie Wielkopolskim, w której wtedy pracowałem, organizowałem spotkania dla młodzieży – opowiada ks. Arkadiusz – „Wielebny”. – Zawsze zapraszałem na nie jakiś zespół, aż w pewnym momencie zabrakło pomysłów i z kilkoma znajomymi stwierdziliśmy, że może sami byśmy zagrali – wspomina. Grupa, która wtedy powstała, miała zupełnie inny skład i nazywała się Wielebny Blues. Od 2005 r. zespół tworzą: gitarzysta Jerzy „Jurand” Bojszczak, klawiszowiec i harmonijkarz zarazem Piotr „Piotruś” Mamczak, basista Jarosław „Jareta” Bury i perkusista Artur „Obal” Obalski. Raz w tygodniu spotykają się w niewielkim pomieszczeniu w sąsiedztwie wielkich rolek papieru, by dopieszczać swoją muzykę. Liderem i filarem grupy jest „Wielebny”. Nie tylko pisze teksty, ale również komponuje melodie do swoich piosenek. – Tak przygotowany utwór przynosi na próbę, a potem to już jest burza mózgów – tłumaczy Piotr Mamczak. Zespół wspólnie pracuje nad aranżacją utworów.
Członkowie zespołu Wielebny Blues Band mają za sobą najróżniejsze historie i muzyczne doświadczenia. „Jurand” mocno podkreśla swoje korzenie jazzowe. Piotr Mamczak zawsze marzył o akordeonie. Zamiast tego dostał od rodziców harmonijkę ustną. Potem jego muzyczne pasje zeszły w kierunku hard rocka. Na harmonijce zupełnie nie mógł się realizować w tym gatunku, więc zajął się instrumentami klawiszowymi. To z kolei spowodowało, że zainteresowała go muzyka klasyczna. Po długiej przerwie wrócił do gatunków rozrywkowych i teraz chętnie w WBB używa brzmień organowych. – Mam najwięcej instrumentów ze wszystkich członków kapeli – chwali się Pio-truś. Kolekcja jego harmonijek zajmuje już... pół wiadra. Czasami na koncertach używa też gwizdka, który podobno zabrał swoim dzieciom z jajka niespodzianki.
„Jareta” swoje umiejętności początkowo doskonalił na… weselach. Potem zaczął grywać w kapelach bluesowych, m.in. z Andrzejem Jerzykiem przez dwa lata grał w grupie Blues Forever. Mówi, że jest ostatnim z żyjących ekspertów w kwestii bumbulatorów do przyczłapów, ale konia z rzędem temu, kto ustali, co to jest. Mnie się nie udało. „Obal” zaczynał swoją muzyczną edukację w szkole muzycznej, grając na gitarze i fortepianie. Przygodę z perkusją rozpoczął w wojsku. W jednostce, do której trafił, istniał zespół, ale miał już gitarzystę i pianistę. Dowódca stwierdził, że „Obal” może grać na bębnach, bo perkusista nie musi dużo umieć. Tą zasadą kieruje się do dziś.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jan Drzymała