Wszystkie armie świata inwestują w broń pancerną - powiedział PAP redaktor Defence24 Damian Ratka.
Zmierzch ery czołgów to mit. To dość uniwersalna broń na polu walki, która bardzo dobrze łączy w sobie takie cechy jak siła ognia, mobilność i przeżywalność na polu walki. Wszystkie armie świata inwestują w broń pancerną - powiedział PAP redaktor Defence24 Damian Ratka.
Ratka w rozmowie z PAP pytany był o to, na ile wojna na Ukrainie zmieniła podejście co do wykorzystania czołgów na polu walki, biorąc pod uwagę, że w ostatnich latach wielu ekspertów i analityków wieściło zmierzch ery tego sprzętu.
"Zmierzch ery czołgów to mit, mitem jest też mówienie, że to przestarzałe uzbrojenie. W rzeczywistości tego typu broń jest dosyć uniwersalna na polu walki, bo bardzo dobrze łączy w sobie takie cechy jak siła ognia, mobilność i przede wszystkim przeżywalność na polu walki" - powiedział.
Ekspert ocenił, że myślenie o istnieniu armii bez czołgów to "po prostu bzdura". Zauważył, że "wszystkie armie na świecie inwestują w broń pancerną", wymieniając m.in. USA, Izrael, Chiny, Rosję, Wielką Brytanię, Francję czy Niemcy. Dodał, że kraje Europy budzą się z letargu zimnej wojny oraz rozpadu Związku Radzieckiego, inwestując w zakupy oraz modernizację tego sprzętu.
"Ostatnio minister obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace stwierdził, że muszą oni głęboko przemyśleć, czy modernizacja tylko 148 czołgów jest dobrym wyjściem, czy jednak nie powinni zmodernizować większej liczby pojazdów. Wszyscy już widzą, że taka prawdziwa wojna wygląda zupełnie inaczej, niż zakładano to jeszcze kilka lat temu" - zaznaczył.
W opinii eksperta czołgi doskonale spisują się w działaniach ofensywnych, ale wbrew pozorom - są one też bardzo potrzebne w defensywie. Między innymi dlatego, że mogą prowadzić obronę manewrową, czyli poruszać się i jednocześnie prowadzić ogień. Dodał, że mają również wysoką mobilność w trudnym terenie oraz w przeciwieństwie do lżejszych pojazdów - mogą wstrzymać ogień artylerii, szczególnie, jeżeli nie jest on skoncentrowany, tylko bardziej rozproszony.
"Jeżeli porównamy czołgi do przeciwpancernych pocisków kierowanych, wyrzutni przenośnych czy mobilnych, to mają one dużo niższą przeżywalność. Są słabiej chronione, szczególnie te przenoszone przez pojedynczych żołnierzy. Wystarczy na taką wyrzutnie skierować ogień moździerzy i jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że zostanie ona wyeliminowana z walki" - zaznaczył.
Ratka zauważył, że w Europie sprzęt nowszego typu definitywnie wypiera poradzieckie czołgi. Podkreślił, że Polska oddała Ukrainie "prawie wszystkie" jednostki T-72, inne państwa, mające mniej czołgów tego typu, również oddały ich "duże ilości". Zaznaczył, że pojawiają się i dalej będą się pojawiać duże problemy z utrzymaniem poradzieckiej broni pancernej.
"Po przemianach ustrojowych zakłady, które produkowały podzespoły do tego typu sprzętu po prostu przestały istnieć. Nowych silników do czołgów T-72 w Polsce już nie wyprodukujemy, a silnik można remontować tylko do pewnego momentu. Tak samo jest z armatami, szczególnie lufy armat czołgowych, zużywają się w ogromnym tempie. Niestety nie mamy już zdolności do ich produkcji" - powiedział.
Redaktor Defence24 ocenił, że Ukraina w wyniku działań wojennych również prawdopodobnie utraciła zdolności do produkcji luf do swoich poradzieckich czołgów.