Staramy się „wychodzić do świata”, ale czy przyprowadzamy świat do Chrystusa?
Od Soboru Watykańskiego II misja Kościoła coraz bardziej nastawiona jest na zmianę doczesności. Wychodząc od analizy danych statystycznych, którą nazywamy „duchowym rozeznawaniem”, staramy się przeciwdziałać różnym niepokojącym tendencjom. Staramy się „wychodzić do świata”, ale czy przyprowadzamy świat do Chrystusa? Chyba przeciwnie, skoro Kościół nie zyskuje, lecz traci wiernych. Pośród kilku powodów takiego stanu rzeczy jeden wydaje mi się bardzo słabo dostrzegalny – Kościół traci swoją wyrazistość. Coraz częściej sprowadzamy przesłanie Jezusa do pomocy ubogim. A przecież przez wieki w Kościele obok posługi wobec biednych obecne były jeszcze dwa inne pragnienia – pragnienie czystości oraz gotowość na męczeństwo. Współcześni katolicy wydają się często nie rozumieć tych pragnień. O ile jeszcze jakoś „rozumie się” życie zakonne i kapłańskie, o tyle już życie konsekrowane realizowane w świecie budzi niezrozumienie, drwinę lub sprzeciw. Ten ostatni wyraża się na przykład „apelowaniem do rozumu” tych, którzy pragną żyć dla Chrystusa. Znam osoby, które, nawróciwszy się jako dorośli, zapragnęły złożyć ślub czystości, jednak były przekonane, że nie mają powołania do życia zakonnego. Rozeznały, że w ich przypadku chodzi o inną formę konsekracji. Bywało jednak, że na początku nie spotykały się ze zrozumieniem ani ze strony księży, ani przyjaciół, dla których było to dziwne, wymyślone, „natchnione”. Dla niektórych katolików radykalizm chrześcijański to jedynie działalność dobroczynna, a nie realna ofiara ze swojego życia – za Kościół, za świat.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Wojciech Surówka