W ostatnich latach coraz więcej młodych poetów próbuje zmierzyć się z większymi formami. Odejście od dominującej w naszej kulturze fragmentaryczności na rzecz dążenia do bardziej „całościowej” wizji świata jest krokiem zasługującym na szacunek.
Zwłaszcza kiedy efektem tego dążenia staje się przekonująca realizacja artystyczna, jak to było w przypadku „Dwunastu stacji” Tomasza Różyckiego czy „Imago mundi” Wojciecha Wencla. Podobną próbę podjął ostatnio Jarosław Jakubowski w poemacie Ojcostych. Tym razem kluczem do zrozumienia świata i siebie ma stać się dzieciństwo i postać Ojca.
Chodzi o ojca ziemskiego, choć apostrofy kierowane do niego („Ojcze Wielki i Niepojęty”) sprawiają, że chwilami widzimy w nim Boga. Wydaje się, że te dwie postaci zlewają się narratorowi w jedno, mimo że ojciec z poematu daleki jest od doskonałości. I może ta stylizacja na język religijny wydałaby się nazbyt patetyczna, gdyby nie została skontrastowana z banalnością PRL-owskiej rzeczywistości, która nieoczekiwanie staje się główną bohaterką poematu. PRL, widziany oczami dziecka, nabiera cech magicznych.
Nie chodzi tu oczywiście o pochwałę systemu – od tego Jakubowski jest jak najdalszy – ale o ocalenie od zapomnienia ludzi, sytuacji, przedmiotów, które narrator obdarza szczególną czułością. Często się zdarza, że jakiś przedmiot, np. stary telewizor albo sanki, jest pretekstem do rozpoczęcia nowego wspomnienia. W ten sposób „Ojcostych” staje się współczesnym poematem dygresyjnym.
Opowieść Jakubowskiego balansuje między patosem a ironicznym dystansem. Ten ostatni budowany jest przez archaiczną składnię, celowo nieprzystającą do opisywanej rzeczywistości. Czasami język robi się nazbyt manieryczny, na szczęście nasycenie świata zmysłowym konkretem rekompensuje ten niedostatek.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Książka - poleca Szymon Babuchowski