Bez lukrowania

Szymon Babuchowski: Właśnie ukazała się trzecia część „Przypadków księdza Grosera”, zatytułowana „Cudze pole”. Wznowiono też dwie pozostałe części. Od początku Pan planował, że to będzie trylogia?

Jan Grzegorczyk - ur. 1959 r. – pisarz, publicysta, tłumacz, autor scenariuszy filmowych i słuchowisk radiowych. Od 25 lat związany z miesięcznikiem „W drodze”.

Jan Grzegorczyk: – Nie, w żadnym wypadku! W ogóle narodziny Grosera były zabawne. Przed laty napisałem króciutkie opowiadanie o dwóch siostrach. Jedna z nich czytała książkę wymyślonego przeze mnie księdza Grosera. Po opublikowaniu tego opowiadania przybiegła do redakcji „W drodze” jedna z czytelniczek, z pytaniem, gdzie może kupić książkę księdza Grosera. Spojrzeliśmy na siebie z o. Pawłem Kozackim i wiedzieliśmy już, że taką postać trzeba powołać do istnienia. W tamtym czasie ksiądz jako postać literacka to było coś bardzo egzotycznego. Ja siedziałem już 20 lat w redakcji „W drodze”, gdzie codziennie spotykałem się i z zakonnikami, i z księżmi diecezjalnymi. Zresztą od dziecka przez mój dom przewijali się księża. Pomyślałem, że popełniłbym grzech zaniedbania, gdybym tych swoich spotkań i rozmów nie utrwalił w literaturze. Po pierwszym tomie „Adieu” odezwały się głosy z żądaniem napisania trylogii.

W Pana najnowszej książce jest taka scena: młody ksiądz atakuje księdza Grosera na spotkaniu autorskim za „prostackie słownictwo, popisy i schlebianie gustom publiczności”. Czy Pan też spotyka się z podobnymi atakami?
– Na spotkaniach autorskich rzadko, ale zarzuty propagowania kiczu i gorszenia padają regularnie. Najczęściej „zgorszeni” nie potrafią dać świadectwa lektury, wczytania się w moje intencje. Albo w ogóle nie czytali, albo czepiają się wypowiedzi bohatera, która w żadnym wypadku nie jest głosem autora. Niestety, poziom zdarzeń w powieści jest często utożsamiany z przesłaniem, które autor chce przekazać. Pisarz musi stworzyć napięcie. Gdybym miał słuchać recept na pisanie, których udzielają mi tzw. osoby rozsądne, to musiałbym książkę skończyć po pierwszym rozdziale. Wszyscy poszliby na łąkę oglądać ptaszki i śpiewać pieśni nabożne. Taka „pobożność” wyklucza istnienie literatury, która rządzi się swoimi prawami. W każdej książce musi nastąpić zderzenie dobra i zła.

Ale lubi Pan wsadzać kij w mrowisko. Biskup molestujący kleryka, ksiądz, który nie wierzy w celibat, zakonnica w ciąży są bohaterami Pana najnowszej książki. Czy to nie jest kalanie własnego gniazda?
– Norwid pisał: „Nie ten ptak gniazdo kala, co je kala, lecz ten, co mówić o tym nie pozwala”. Trzeba zapytać, czy ludzie faktycznie są zgorszeni moimi książkami, czy rzeczywistością, którą przedstawiam. Jeżeli bym kłamał, to mieliby prawo być zgorszeni. Ale ja naprawdę nie jestem tropicielem sensacji. Te niby bulwersujące wypadki, które Pan podał, nie są przecież wymyślone. Musiałem się z nimi zmierzyć, skoro moja powieść wyrosła w czasach będących dla wielu ludzi czasami ciemności. Z powodu tych „dziur w sutannie” część ludzi, nie tylko kapłanów, odchodzi, odwraca się od Kościoła. Zamknięcie się na tę rzeczywistość, lukrowanie jej, nic tu nie pomoże. Ja swoje książki piszę dla ludzi poszukujących, stawiających sobie pytania.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski