Zawarłem z samym sobą pakt: jeśli Marek wyzdrowieje, napiszę dla Matki Boskiej Leśniowskiej oratorium. Napisałem – uśmiecha się Zbigniew Książek.
W Leśniowie k. Częstochowy paulini przygotowywali uroczystości związane z jubileuszem sanktuarium Matki Boskiej Leśniowskiej. – Chciałem, żeby ten jubileusz został uświetniony przez koncert z najwyższej półki – opowiada przeor klasztoru o. Zbigniew Ptak. – I wtedy wpadł mi w ręce numer „Gościa Niedzielnego”, w którym był wywiad ze Zbigniewem Książkiem. Pomyślałem: to jest to! Trzeba stworzyć dla Matki Bożej oratorium. Dzisiaj jestem przekonany, że ten pomysł nie wyszedł ode mnie, ale zrodził się gdzieś wyżej…
Oratorium maryjne? Nie, dziękuję
Autor tekstów popularnych oratoriów Piotra Rubika mijał właśnie Częstochowę, kiedy zadzwoniła komórka. – Spotkanie? Nie, to niemożliwe, kalendarz mam szczelnie wypełniony. A gdzie w ogóle ten Leśniów jest? Aaaaa, koło Częstochowy, no dobrze, w takim razie skręcamy… – Przemiły ojciec Zbyszek, kolacja znakomita, ale odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z człowiekiem kompletnie nieświadomym kosztów produkcji – wspomina Zbigniew Książek. – Wystawienie takiego oratorium łączy się z rokiem ciężkiej pracy. Odmówiłem. Zresztą i tak najbliższe trzy lata miałem już zajęte. Dostaliśmy jeszcze wody ze świętego źródełka i – do domu. „Kto wie, może spadnie jakiś grom z nieba i oratorium jednak powstanie” – rzucił na pożegnanie o. Zbyszek.
Gromy zaczęły spadać już niebawem. Pierwszym z nich było rozstanie z Piotrem Rubikiem. – Nagle runęła większość planów koncertowych. Prezydent Gorzowa wywalił nas z wielkiego przedsięwzięcia, „Oratorium dla świata”. Nasza sytuacja finansowa stała się bardzo niepewna. Ale nawet wtedy nie przychodziło mi do głowy, że kiedykolwiek zaangażuję się w oratorium maryjne – wspomina producent Janusz Fryc.
To był cud
Decyzja przyszła zupełnie niespodziewanie. – Jadąc taksówką na bal sylwestrowy, zadzwoniłem do przyjaciela, aby złożyć życzenia – opowiada Zbigniew Książek. – Na pytanie, gdzie się bawią, Grzesiek odpowiedział, że siedzi na korytarzu w klinice, a jego syn Marek w stanie krytycznym leży za ścianą, na intensywnej terapii. Usłyszałem słowo „sepsa”. Lekarze powiedzieli Grześkowi, że jedyne, co może zrobić, to się modlić. Mój przyjaciel nie umiał się modlić. Organizm syna odrzucał wszelkie znane sposoby ratunku. Grzesiek nie mógł dalej mówić, rozłączył się.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski