Za każdym razem, kiedy widzę na łamach prasy dyskusję dotyczącą literatury, uważam to za dobry znak. Debaty wokół zjawisk kultury czynią z nas na nowo wspólnotę doświadczeń duchowych i estetycznych, nawet jeśli wymieniamy odmienne poglądy.
Zarówno Jarosław Jakubowski, jak i Dariusz Nowacki zajęli się przede wszystkim uwarunkowaniami społeczno-politycznymi. Głosy obu panów można by przedstawić w telegraficznym skrócie. Jarosław Jakubowski: biada, jedyne, co w literaturze może zainteresować młodych ludzi, to liberalizm i skrajne lewactwo, vide Masłowska i produkcja Ha!artu. I odpowiedź Nowackiego: nie, to już jest passé, a Ha!art to zaledwie margines. Gdyby tak nie było, zyski z książek byłyby ogromne. Zresztą dzisiejsza młodzież odkrywa wartości tradycyjne.
I tyle zostało de facto powiedziane o literaturze. Jak dla mnie to za mało. Tak spolaryzowana dyskusja może jedynie wzbudzać w czytelnikach przekonanie, że mamy faktycznie do czynienia z „używaniem” literatury do pewnych celów, a dokładnie do udowodnienia swojej jedynie słusznej tezy, że jest w lewo albo w prawo. Ale jak to się ma do samej literatury? Nijak.
Literatura to przecież inna rzeczywistość niż ta polityczno-społeczna. To wyjątkowe spotkanie dwóch wrażliwości: autora i czytelnika. Może się to wydarzyć jedynie wtedy, kiedy udało się autorowi zachować subtelną harmonię pomiędzy opowiedzianą historią a sposobem, w jaki została opowiedziana. Dojrzały, oryginalny język, idący w parze z pogłębionym widzeniem świata, oto co, moim zdaniem, stanowi receptę na dobrą książkę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Sarnecka