Koledzy relacjonowali mi niedawno przebieg spotkania młodych literatów, podczas którego padło pytanie: „Czy ktoś z prawicy jest na sali?”. Nikt się nie odezwał.
Oczywiście, para pojęć, jak cepy: „lewica” i „prawica”, nie jest najlepszym narzędziem opisu literatury. Niemniej lewa strona zdaje się do takich quasi-opisów nakłaniać. Podtrzymuje się stereotyp, jakoby „poczciwa”, „słuszna”, „pobożna” twórczość musiała być marna pod względem artystycznym. Dziwne, że o literaturze „postępowej” tak się raczej nie mówi.
Może więc młody twórca robić zakupy, oglądać reklamy, odczuwać swoją cielesność. Jeśli jednak chce uniknąć irytacji literackich, pisząc, powinien zapomnieć, że się modli, że odwiedza groby, a nawet że widzi niebo, góry lub otwarte morze. Przewidywalny podmiot liryczny ledwo oddycha w zaduchu centrów handlowych, jest ogłuszony do ogłupienia dudniącą monotonnie muzyką, odurzony wódką, papierosami i wszystkim, czym bywał odurzony bohater liryczny poezji amerykańskiej czterdzieści lat temu.
Przyznaję, druga strona nie jest bez winy. Znam kicz poezji religijnej. Wiem, że niekiedy jej twórcy wykazują nie mniejszą zaradność w poszukiwaniu sponsorów niż ostentacyjnie demonstrujący ateizm poeci w kreowaniu swego medialnego wizerunku. Słabości, dowody braku oczytania, niedostatek samokrytycyzmu w gronie religijnej młodzieży piszącej wiersze nie wystarczają jednak, aby uzasadnić zjawisko niezwykłej asymetrii w najnowszej literaturze polskiej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Dorota Heck, Wrocław