Już prawie dwa lata minęły od kampanii prezydenckiej, w której sprawa „dziadka w Wehrmachcie” stała się instrumentem gry politycznej.
Efekt tych zdarzeń może być jednak pozytywny, o czym przekonuje książka Barbary Szczepuły. Uczestnictwo Polaków w formacjach zbrojnych III Rzeszy jednoznacznie kwalifikowano jako zdradę, w rodzinach był to temat tabu, wstydliwie skrywana przeszłość. Warto przypomnieć, że w poszczególnych regionach Polski sytuacja ludności polskiej zdecydowanie się różniła.
Zapomina się, że nawet rząd generała Sikorskiego nakłaniał Polaków z terenów wcielanych do III Rzeszy do podpisywania volkslisty, aby uniknąć zagłady biologicznej narodu. Represje okupanta w tej części kraju były dużo cięższe niż w Generalnej Guberni. Otrzymanie tzw. trzeciej kategorii narodowościowej chroniło rodzinę przed obozem koncentracyjnym, ale za odmowę służby wojskowej wymierzano karę śmierci. Nie zważając na lokalną specyfikę, historię lat okupacyjnych pisano z perspektywy Warszawy, która należała wówczas do Generalnego Gubernatorstwa, stawiając Polaków z Pomorza, Wielkopolski, Śląska w gorszym świetle.
Choć książka Dziadek w Wehrmachcie nie jest publikacją historyczną, ale reportażem, napisana została rzetelnie. Autorka nie tylko dokumentuje dzieje Tusków, ale przypomina los wielu innych rodzin z Pomorza. Faktem jest, że nikt, poza przypadkami ewidentnej zdrady, za III Rzeszę walczyć nie chciał, a jeśli już w niemieckim wojsku się znalazł, myślał przede wszystkim o dezercji. Młodzi chłopcy przymusowo wcieleni do niemieckiej armii przez całe późniejsze życie ukrywali często nawet przed najbliższymi piętno Wehrmachtu i dopiero teraz, przeszło 60 lat po wojnie, znajdujemy język, aby mówić o tych trudnych sprawach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Książka - poleca Artur Nowaczewski