Wiadomość, że to Piotr Rubik skomponuje jubileuszową kantatę dla Krakowa, wywołała kilka miesięcy temu święte oburzenie w środowisku krakowskich artystów.
No bo jak to: tylu mamy w naszej ojczyźnie Pendereckich, Góreckich i Kilarów, a stworzenie tak ważnego utworu powierza się jakiemuś popowemu muzykowi? Od razu pojawili się prześmiewcy pomysłu – poeta Maciej Kaczka wyśpiewywał w Internecie: „Kraków kocham aż do wyplucia flaków”, a anonimowy student Uniwersytetu Jagiellońskiego stworzył nawet w sieci specjalny generator kantat ku czci miasta Krakowa. Na witrynie www.kantata.fe.pl każdy może skomponować sobie z gotowych elementów muzycznych własną kantatę. Są tam dźwięki chórów śpiewających po polsku i po łacinie, głosy solistów, próbki brzmień instrumentów klawiszowych, dętych czy perkusyjnych.
Całe to zamieszanie nie miało większego znaczenia dla publiczności, która 1 czerwca szczelnie wypełniła krakowski Rynek. Rozpoczęcie centralnych obchodów 750-lecia lokacji miasta na prawie magdeburskim okazało się oczywiście komercyjnym sukcesem. Ludzie klaskali, artyści dwukrotnie bisowali, miasto się promowało, telewizja pokazała. Cel został osiągnięty.
Sama kantata nie była jednak zachwycająca, na co decydujący wpływ miał chyba pośpiech, z jakim ją tworzono. Słuchając „Zakochanych w Krakowie”, miałem wrażenie, że artysta podczas komponowania korzystał ze wspomnianego generatora. Zupełnie jakby ktoś pociął na kawałki „Tryptyk świętokrzyski”, trochę pomieszał i na nowo posklejał – tyle było podobieństw pod względem rozwiązań melodycznych, harmonicznych i aranżacyjnych.
Nie porywała również warstwa tekstowa, autorstwa Zbigniewa Książka. Idea, by w jednym utworze zmieścić dzieje Krakowa – od jego założenia do Jana Pawła II – sprawiła, że libretto brzmiało chwilami jak bryk z historii. Ciekawy wydawał się pomysł, by między utworami zestawiać daty wydarzeń z dziejów Krakowa z tym, co równolegle działo się na świecie. Niestety, Jan Nowicki czytał swoje kwestie tak, jakby pierwszy raz widział tekst na oczy.
Trudno natomiast cokolwiek zarzucić głównym wykonawcom: chórowi Pro Musica Mundi, orkiestrze krakowskiej filharmonii i solistom. Po konflikcie z menedżerami udało się kompozytorowi zebrać grupę nowych, ciekawych wokalistów. Pojawili się też przedstawiciele „starej” ekipy Rubika. To właśnie soliści „nieśli” ten koncert, który jednak – jako całość – rozczarował.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski