Rozmowa, którą z Władysławem Bartoszewskim przeprowadza Michał Komar, to żywa lekcja historii, opowiedzianej w sposób, jakiego nie znajdziemy w popularnych opracowaniach.
Wywiad rzeka to też świadectwo dramatycznych i zadziwiających kolei losu człowieka, który jako jeden z pierwszych znalazł się w Oświęcimiu, a „gdy inni przez konspirację trafiali w ręce gestapo, on przez gestapo i Oświęcim trafił do konspiracji”, by potem doświadczać absurdalnych zachowań ze strony komunistycznych władz.
Czyta się tę książkę tak, jakby się słuchało gawędy. Profesorowi Bartoszewskiemu nie brak humoru. Wyznaje między innymi, jak po jednym z wielu aresztowań „poznawał tajniki złodziejskiego kunsztu”: „Zyskałem sympatię Edzia Kakita, wielokrotnie karanego kieszonkowca (…) Któregoś dnia wziął mnie za rękę, przyjrzał się moim chudym palcom. – Ty frajerze, z takimi palcami zajmowałeś się polityką? – A co, Edziu? – A wiesz, jak przydatne są takie palce w moim fachu?”.
Dowiadujemy się też, w jaki sposób Bartoszewski „nie został prezydentem” i że, choć w życiu nigdy nie gra, raz z sukcesem zagrał w totka. Przede wszystkim zaś poznajemy człowieka zacnego, wielkiej mądrości, który dokonuje bilansu własnego życia. „Co mnie trochę peszy i trochę złości, to myśl, że za mało zastanawiałem się nad samym sobą. Powinienem zatrzymać się co jakiś czas, pozwolić sobie na przywilej refleksji”.
Odnosząc się do spotkań z Janem Pawłem II, Bartoszewski podsumowuje: „Zawsze widziałem w nim (…) wielkiego człowieka naszej epoki, który rozumie ludzki ból. Nie wiem, czy ta znajomość uczyniła mnie lepszym, nie wiem, ale jestem pewien, że uczyniła mnie mądrzejszym, pogłębiła sceptycyzm wobec metod hałaśliwych a powierzchownych, zachęciła do pokory i głębszego poczucia odpowiedzialności”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Książka - poleca Krzysztof Błażyca