Tryskała energią i humorem. – Nie rób świństw, wierz w Boga, kochaj ludzi – mawiała. Zmarła Krystyna Feldman, wielka polska aktorka.
Kręcono „Nikifora”. Dwie aktorki przypadkowo weszły na plan. Jedna szepnęła: patrz, a przecież tego Nikifora miała grać Feldman, a nie jakiś facet. Tymczasem obok nich szła właśnie pani Krysia! Tak zrosła się z graną postacią, że nikt jej nie poznał! Cierpliwie dawała sobie dolepiać zarost czy włosy w uszach. Efekt był zdumiewający. W Krynicy podszedł do niej jakiś zawiany gość i wybełkotał: „Nikifor, dlaczego ja te twoje obrazki wyrzucił, coś ty je malował?”.
– Mam końskie zdrowie – chwaliła się. – Antybiotyków nie brałam nigdy w życiu. Raz miałam grypę. Zresztą nie wiem, czy to naprawdę była grypa, bo tak się zawstydziłam, że mi coś jest, że natychmiast wyzdrowiałam. W szpitalu wylądowała tylko raz, gdy kilka lat temu jakiś jeleniogórski opryszek przewrócił ją i wyrwał torebkę. – Lekarze pytali, jakie zwykle mam ciśnienie. – Nie wiem. – A grupa krwi? – Nie wiem. W końcu pytają, kiedy było ostatnie EKG. A ja: – Nigdy. Patrzyli na mnie jak na wariatkę.
Pobyt w szpitalu pokazał jeszcze jedno: była niesamowicie lubiana. Do szpitala przyjeżdżały tłumy, aktorkę obsypywano kwiatami, bez przerwy dzwoniono. – Wieczorami odbywały się w pokoju imprezy, udawało mi się ukradkiem zapalić papieroska, bo od tego jakoś nie mogę się odzwyczaić – śmiała się.
Przez jeleniogórski wypadek dziwnym trafem zbiegły się losy aktorki i Nikifora, którego wówczas grała. Kręcono końcowe zdjęcia, gdy Nikifor był już schorowanym człowiekiem i chodził o kulach. Lekarz złapał się za głowę: „To dopiero aktorka, która wybiera sobie wypadek do roli”.
Feldman była nazywana bohaterką drugiego planu. Kino trochę jej nie doceniało, bardziej honorowano ją w teatrze, który kochała. Na jej autobiograficzny monodram „I to mi zostało” wyprzedano bilety już na dwa miesiące. Grała siebie. Premiera odbyła się przed miesiącem, a kolejny spektakl zaplanowano na 26 stycznia. Zmarła dwa dni wcześniej.
Urodziła się 1 marca 1920 r. we Lwowie. Była aktorką po mieczu i kądzieli. Jej matka była śpiewaczką operową, ojciec aktorem. Była wychowywana w kulcie marszałka Piłsudskiego. – Moje dzieciństwo? To wielka zielona łąka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz