Miloša Formana trzeba uwielbiać za „Miłość blondynki” i nienawidzić za „Skandalistę Larry’ego Flynta”. Pierwszy film to arcydzieło czechosłowackiej Nowej Fali, drugi – haracz płacony amerykańskiej poprawności politycznej.
„Amadeusz”, dramat kostiumowy z 1984 roku, każe wcisnąć pomiędzy te skrajne emocje szacunek. Reżyser nazwał swe dzieło „fantazją zainspirowaną życiem i tajemniczą śmiercią Mozarta”, i nie jest to określenie na wyrost.
Ze wspomnień kompozytora Antoniego Salieriego, który na łożu śmierci wyznaje swe grzechy szpitalnemu kapelanowi, wyłania się barwny portret jego największego konkurenta. Ścieżka dźwiękowa filmu utwierdza nas w przekonaniu, że Mozart jest geniuszem.
Ale na ekranie widzimy w nim również człowieka targanego namiętnościami, pijaństwem i śmiertelną chorobą. Zazdrosny Salieri zrobi wszystko, by wykorzystać mistrza do własnych celów, zanim zrozumie, że łaska Stwórcy na pstrym koniu jeździ. I że to nie on, ale niezbyt pobożny utracjusz z Salzburga został powołany do wielkiej twórczości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Trzeba zobaczyć - TVP 1, niedziela 3 grudnia, 22.05