Zaczęło się 25 lat temu od jednej kamery, zestawu montażowego i stu czystych kaset. Takie były początki Video Studio Gdańsk, pierwszego niezależnego producenta filmów w Polsce.
Był rok 1981. W hali Olivii w Gdańsku rozpoczynał się I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”. Przyjechało prawie 900 związkowców z całej Polski. Wchodzących do hali witał wymalowany farbą na asfalcie napis: „Telewizja kłamie”. Obrady rejestrował Krzysztof Kalukin, wówczas operator gdańskiego oddziału TVP. Wkrótce powstała Agencja Telewizyjna „Solidarność”, nazywana również telewizją BIPS-u, czyli Biura Informacyjno--Prasowego „Solidarność”.
Na czele telewizji BIPS-u stanął Marian Terlecki, wówczas etatowy pracownik OTV Gdańsk. – Dokumentowaliśmy przede wszystkim posiedzenia władz naczelnych „Solidarności”, publiczne wystąpienia Lecha Wałęsy i wydarzenia związane z rodzącym się niezależnym życiem społecznym – wspomina Waldemar Płocharski, obecnie członek zarządu Video Studio Gdańsk.
Pierwszym filmem zrealizowanym przez Video Studio Gdańsk był 20-minutowy dokument pt. „Kandydat”, wyreżyserowany przez Mariana Terleckiego. Opowiadał o wyborze Lecha Wałęsy na przewodniczącego „Solidarności”.
Kościelny parasol
Po stanie wojennym jedynym miejscem, gdzie można było czuć się wolnym, był kościół. Wtedy Video Studio znalazło schronienie u księży pallotynów we Wrzeszczu. W 1984 r. prowincjał zgromadzenia zatwierdził władze Duszpasterskiego Ośrodka Dokumentacji i Rozpowszechniania VIDEO.
– U księży pallotynów zrealizowaliśmy m.in. spektakl pt. „Wzlot” Teatru Dnia Ósmego i 60-minutowy film o księdzu Jerzym Popiełuszce – wspomina Waldemar Płocharski. Skrócona wersja przedstawienia w 1988 roku zdobyła Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu Reportaży Telewizyjnych SCOOP w Angers we Francji.
W maju 1985 r., w drodze na festiwal pieśni religijnej w Ołtarzewie, aresztowano Mariana Terleckiego i członków towarzyszącej mu ekipy filmowej. Zatrzymano ich pod zarzutem „zaboru mienia wielkiej wartości”.
– Chodziło o to, że po zdelegalizowaniu „Solidarności” nie oddano władzy kamery. Filmowcy spędzili dwa dni w areszcie, a Marian Terlecki przesiedział aż szesnaście miesięcy. Zarekwirowana aresztowanym kamera służyła Zakładowi Kryminalistyki Komendy Głównej MO – opowiada Waldemar Płocharski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Urbański