To jeden z najciekawszych polskich filmów, jaki w ostatnich latach wszedł na nasze ekrany. Historia rozgrywa się współcześnie w domu na warszawskim placu Zbawiciela, ale mogłaby wydarzyć się wszędzie. Gdzieś niedaleko, obok nas. Przedstawiona została z niezwykłą precyzją.
Twórców scenariusza, Joannę Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze, którzy także wspólnie film reżyserowali, zainspirowała publikacja prasowa. Jedna z wielu, jakie na podobny temat pojawiają się w kronikach kryminalnych, bulwersując opinię publiczną. Dla autorów „Placu Zbawiciela” był to jednak jedynie punkt wyjścia do wnikliwej analizy przyczyn, które doprowadziły do tragedii zwyczajnej, wydawałoby się, rodziny.
Wielką zaletą filmu jest niespotykana w polskim kinie umiejętność oddania na ekranie rzeczywistości, w jakiej żyjemy, tego, co w innych polskich filmach trąci sztucznością i banałem. Widzimy to w każdym kadrze. I tym realizowanym w ciasnym mieszkaniu, i tym na ulicy czy przystanku autobusowym. Bohaterowie filmu wyłaniają się jak gdyby spośród tłumu przechodzącego ulicą czy pasażerów wysiadających z autobusu. Potęguje to wrażenie autentyzmu, sygnalizuje, że podobne dramaty, chociaż nie z aż tak tragicznym finałem, rozgrywają się codziennie blisko nas. Tyle, że ich nie dostrzegamy.
Mieszkanie u teściowej
„Plac Zbawiciela” jest filmem o współczesnej polskiej rodzinie, która ulega stopniowej dezintegracji. To rodzina zwyczajna. Wydaje się funkcjonować normalnie, ale tylko do czasu. Nie wytrzymuje ciśnienia fatalnego splotu okoliczności.
Beata i Bartek, młode małżeństwo około trzydziestki z dwójką dzieci, mają wkrótce odebrać klucze do własnego mieszkania, budowanego na nowym osiedlu. Zainwestowali w nie wszystkie swoje oszczędności. Rezygnują z wynajmowanego dotychczas lokalu i przeprowadzają się do niewielkiego mieszkania Teresy, matki Bartka. Chcą zaoszczędzić na kolejne, pozostałe jeszcze do spłacenia raty. Kłopoty rozpoczynają się w chwili, kiedy wychodzi na jaw, że developer zbankrutował. Tracą wszystko, co mieli. Wydaje się, że życie we wspólnym mieszkaniu przeciągnie się w nieskończoność. Małżeństwo usiłuje znaleźć wyjście z sytuacji i prosi teściową o zaciągnięcie kredytu na nowe samodzielne mieszkanie. Ale to wymaga czasu. A czas działa na niekorzyść rodziny.
Wspólne życie w jednym mieszkaniu okazuje się próbą charakterów, której bohaterowie filmu nie są w stanie unieść. Matka Bartka, która zdecydowała się pomóc rodzinie, okazuje się osobą apodyktyczną, nie jest w stanie pójść na żaden kompromis. Z dnia na dzień narastają konflikty. Niewielkie przestawienie mebli, spór o drobiazgi, kłótnie o sprawy finansowe, niewłaściwie użyte słowo doprowadzają wkrótce do sytuacji, w której wszyscy zaczynają patrzeć na siebie z niechęcią.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz