Pochodzi z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny. Jego rówieśnicy pilnie ślęczeli nad wersami Tory, a później z wypiekami na twarzy zaczytywali się w komentarzach, które do jej słów napisali cadycy.
On uciekał. Ze szkoły i od religii. Gdy w końcu jako nastolatek odkrył Bożą miłość, zaczął o niej… rapować. Dziś hip-hopowy chasyd ze Stanów Zjednoczonych podbija świat.
Matthew Miller, znany jako MATISYAHU, zaskoczył wszystkich. Zaczął opowiadać biblijne historie językiem hip-hopu i skocznego, pulsującego reggae. Właśnie ukazała się jego trzecia płyta. Na krążku zatytułowanym „Youth” („Młodość”) usłyszymy skoczny tygiel hip-hopu, zaśpiewanego z prędkością karabinu maszynowego i pulsujących rytmów rodem z Jamajki. Jest i znakomicie sprawdzający się na koncertach „King without a crown” oraz momentalnie wpadający w ucho song „Jerusalem”.
A teksty? To prawdziwe psalmy XXI wieku – oparte na słowie Bożym wyznania młodego człowieka, który po długim błądzeniu po mrocznych zakamarkach współczesnej kultury znalazł światło i dzieli się nim z innymi. Na brak słuchaczy spragnionych tych opowieści raper nie może narzekać. Publika tłumnie wali na koncerty chasyda, a jego kalendarz koncertowy jest wypełniony.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz