„Anioły są nudne” – powiedział po premierze Roman Polański, autor „Dziecka Rosemary” i „Dziewiątych wrót”. Łatwiej na ekranie przedstawić zło, najczęściej w postaci wcielonego w człowieka demona.
Biografia szatana jest ogromna, temat ten przejawiał się nieustannie w twórczości najwybitniejszych pisarzy. Byli wśród nich Goethe, Tomasz Mann i Bułhakow. W filmie pojawił się wcześnie, ale naprawdę dopiero w „Dziecku Rosemary” zyskał artystyczną nobilitację, a sam gatunek, dotychczas uważany za pośledni, przekroczył granice zastrzeżone do tej pory dla tzw. kultury wysokiej. Po wydarzeniach, jakie rozegrały się w rok po premierze w willi Polańskiego, okrutnym zabójstwie będącej w ciąży żony reżysera i jego przyjaciół, wielu uznało je za rzecz nieprzypadkową. Nadały one filmowi swoiste piętno. Dopiero po latach reżyser zrealizował osadzone w tej samej konwencji „Dziewiąte wrota”. W 1973 r. William Friedkin nakręcił „Egzorcystę”, uważany w owym czasie za najbardziej „obrzydliwy” film świata. Trzy lata później powstał „Omen” Richarda Donnera. Wszystkie weszły do kanonu horroru satanistycznego, stając się obiektem kultu w niektórych środowiskach. „Egzorcysta” i „Omen” doczekały się kontynuacji. Do roku 1991 powstały jeszcze trzy filmy związane z postacią Damiena, bohatera „Omenu”. Ostatni z nich, „Omen IV. Ostateczna rozgrywka” opowiadał o jego córce.
Filmowy sabat
6 czerwca na ekrany kin całego świata wszedł kolejny „Omen”. Tym razem nie jest to kontynuacja hitu Donnera, ale jego remake w reżyserii Johna Moore’a. Film w sferze fabuły dochowuje wierności oryginałowi sprzed 30 lat. W Rzymie, tuż po narodzinach, umiera syn Roberta Thorna, amerykańskiego ambasadora we Włoszech. Thorn w trosce o swoją żonę, nieświadomą jeszcze śmierci nowo narodzonego syna, wyraża zgodę na propozycję ks. Spiletto, który przekonuje go, by uznał za swoje inne dziecko, urodzone tej nocy. Matka dziecka zmarła przy porodzie. Żona Thorna nigdy też nie może dowiedzieć się o zamianie.
Mają wychowywać Damiena, bo takie imię nosi chłopiec, jak własnego syna. Thorn zostaje ambasadorem w Wielkiej Brytanii i zamieszkuje w posiadłości pod Londynem. Wkrótce dochodzi do serii niepokojących zdarzeń związanych z kilkuletnim Damienem. Opiekunka chłopca wiesza się podczas przyjęcia urodzinowego, jakiś ksiądz usiłuje przed czymś ostrzec Thorna, Damien dostaje histerii przed pójściem do kościoła, a na fotografiach pojawiają się ciemne plamy zwiastujące nagłą śmierć. W końcu okazuje się, że Damien nie jest zwyczajnym dzieckiem, ale Antychrystem z Apokalipsy.
Drogowskazy zła
Można rozpatrywać ten i setki podobnych horrorów w kategoriach czystej rozrywki. Tak najczęściej przedstawiają swoje zainteresowanie zaczerpniętymi z Objawienia św. Jana wątkami ich autorzy. Traktując je w sposób wybiórczy i prostacki. Szczególne zainteresowanie popkulturowej produkcji towarzyszy liczbie 666, wskazującej imię Bestii, czyli Antychrysta. Obrosła w różnorakie interpretacje. Przed bezsensownym doszukiwaniem się Antychrysta w konkretnym człowieku ostrzegało wielu uczonych Kościoła. „Wszyscy jednak, którzy z próżnej chwały ustalają imiona zawierające fałszywą liczbę i określają w wynalezionym przez siebie imieniu owego (Antychrysta), który ma nadejść, nie pozostaną bez szkody, gdyż zwiedli i samych siebie, i tych, którzy im uwierzyli” – pisał już w II wieku św. Ireneusz z Lyonu.
Nawet jeśli filmy te powstają wyłącznie z powodów komercyjnych, nie ulega wątpliwości, że z punktu widzenia chrześcijanina oddziałują negatywnie na duchowość człowieka. Nie tylko propagują diabelski temat, czego dowodem może być chociażby ustalenie daty premiery „Omenu” na 6 czerwca, czyli w dniu szczególnie uroczyście obchodzonym przez satanistów. Niezależnie od intencji twórców z pewnością też stymulują, a nawet wyznaczają pewien kierunek poszukiwań wewnętrznych, dają odwagę do nich, a niekiedy są także rodzajem ich uprawomocnienia. Należałoby zatem zastanowić się, czy w jakimś momencie oglądanie podobnych produkcji przez nieprzygotowane umysły nie uchyla drzwi złu, a ich twórcy i widzowie nie podają bezwiednie ręki diabłu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz