Po przeczytaniu książki Paula Badde zapragnęłam wsiąść do samolotu (a panicznie boję się latać) i znaleźć się w Meksyku. Potem wszystko byłoby jasne. Kierunek – najbardziej odwiedzane sanktuarium maryjne świata.
Opisujący wnętrze bazyliki w Meksyku (a namnożyło się ostatnio książek o cudownym objawieniu i tajemniczym wizerunku) wspominają, że w jej wnętrzu prawie na okrągło trwają modły, pachnie kadzidło i egzotyczne kwiaty wprowadzające w błogostan. W stan nie do opisania wprowadza natomiast sam wizerunek meksykańskiej Morenity. Już dawno powinna zblaknąć na tunice z włókien agawy, które wytrzymują najwyżej 100 lat. A Ona spod uchylonych powiek spogląda z niej już pięć wieków.
Piękna, ubrana w barwne szaty, czarnowłosa, z delikatnymi plamami ciążowymi na twarzy, wskazującymi, że w swoim łonie nosi Jezusa. A wszystko to nie zostało utrwalone żadną farbą. – Przecież kwiaty też nie są pomalowane. To są takie farby jak w kwiatach – powiedziała Christina, córka Badde, kiedy leciał do Meksyku. Według badań okulistów, oczy Maryi żyją, a w jednym z nich odbijają się świadkowie objawienia z grudnia 1531, włącznie ze św. Juanem Diego. Te wszystkie niewytłumaczalne po ludzku fakty potwierdzają, że ów cudowny wizerunek to acheiropoietos – obraz, którego nie namalowała ludzka ręka. Autor trafił na temat, zbierając w Turynie materiały o słynnym Całunie – lnianym płótnie, na którym odcisnął się, jak pisze, kawał żywego, skatowanego mięsa – ciało Chrystusa.
Tam usłyszał, iż podobne, tyle że stale wystawione na widok publiczny, odbicie Maryi znajduje się w Meksyku. Po powrocie zaproponował sensacyjny temat szefowi z Frankfurter Allgemeine Zeitung. Ale pismo zbankrutowało i podróż o mały włos nie doszłaby do skutku. Badde postanowił, że poleci na własną rękę. Żeby zobaczyć Tę, do której Juan Diego, skromny meksykański Indianin, na wzgórzu Tepeyac mówił „Moja Maleńka”. Wizerunek, który jako jedyny trzymał na biurku Jan Paweł II. (Do Meksyku pojechał na pierwszą pielgrzymkę).
Na miejscu Badde przeprowadził wiele rozmów tłumaczących symbolikę i szczegóły obrazu. Na przykład małe czterolistne drzewko w centrum rozpoznane zostało przez Azteków jako jaśmin – symbol Słońca, dlatego nazywali Marię – Prawdziwym Słońcem Boga. Najważniejsze jednak dla autora było odkrycie własnych związków z Maryją. Przypomnienie religijności maryjnej zmarłej matki, tego, że właśnie pieśni maryjne śpiewała mu przed snem i gdy gotowała obiad. Po powrocie do domu Badde znalazł zatrudnienie w Die Welt, został korespondentem w Jerozolimie. Można rzec, jego prośby, jak wszystkie zanoszone do Matki z Guadalupe, zostały wysłuchane.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych