Przyklejono mu etykietę pisarza katastroficznego i mrocznego. Bohaterowie powieści oraz dramatów Samuela Becketta, zanurzeni w cierpieniu i samotności, chylą się ku śmierci. Ich udręka wydaje się nie mieć granic. A jednak Beckett otrzymał Nobla, za to, że ukazał wzniosłość człowieka.
Samuel Barclay Beckett
(1906–1989), irlandzki dramaturg, prozaik, poeta i eseista. Był uczniem i przyjacielem Jamesa Joyce’a. Od 1937 roku mieszkał na stałe we Francji. Jego sztuki, które sam niejednokrotnie reżyserował, zapoczątkowały nowy kierunek – teatr absurdu. W późniejszym okresie pisał również słuchowiska radiowe i scenariusze telewizyjne.
Był październik 1969 roku. Szwedzka Akademia podjęła decyzję. Literacką Nagrodę Nobla otrzyma Samuel Beckett. Pierwsza o nagrodzie dowiedziała się Suzanne, żona pisarza. Gdy przekazała mężowi tę wiadomość, usłyszała: „To katastrofa!”. W tych słowach nie było ani trochę fałszywej skromności. Beckett uważał, że zaszło nieporozumienie, a jego utwory nie powinny cieszyć się powodzeniem. Obawiał się zresztą popularności, zależało mu przede wszystkim na tym, by pisać. Dlatego nie pojawił się w Sztokholmie. Schronił się przed dziennikarzami w Tunezji, a nagrodę odebrał jego francuski wydawca.
Pisarz najuczciwszy?
Miałby dziś 100 lat. Urodził się 13 kwietnia 1906 roku w Wielki Piątek, zmarł niemal w przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia w roku 1989. Dorastał w zamożnej rodzinie protestanckiej w Foxrock – katolickiej dzielnicy ubogiego Dublina. Z urodzenia Irlandczyk, większość życia spędził we Francji, w Paryżu. Decyzje, które podejmował Beckett, nigdy nie były zależne od jakiejkolwiek koniunktury. Na początku lat trzydziestych zrezygnował z dobrze zapowiadającej się kariery akademickiej, by poświęcić się pisaniu, a w trakcie wojny brał udział we francuskim ruchu oporu. Pytany później o powody takiej decyzji, ten apolityczny artysta odpowiadał lakonicznie: „Nie miałem wyboru”. Po wojnie zdecydował się pisać już nie tylko po angielsku, ale także po francusku. Obcy język miał ograniczyć jego swobodę językową, ale równocześnie pozwolić mu jak najpełniej wyrazić swoją wizję świata i człowieka. Francuskie utwory sam tłumaczył na angielski, przy czym nie były to dosłowne przekłady. Drobne różnice pozwalały jednak lepiej odczytywać sens jego twórczości. Do końca też pozostał wierny swojemu stylowi, literackim zamierzeniom, kierunkowi, którym wytrwale podążał przez 60 lat pracy pisarskiej.
Na temat własnej twórczości, którą otaczają tomy omówień, analiz, monografii, Samuel Beckett wypowiadał się raczej niechętnie. Jego utwory, nasycone wieloznacznością oraz bogactwem literacko-filozoficznych odniesień, symboli, są jednocześnie rozpaczliwie cielesne. Bo ostatecznie ciało jest tu bohaterem – dyszy, wędruje, upada. Staje się symbolem każdego człowieka. Beckett wciąż hipnotyzuje czytelników, widzów i krytyków. Dlaczego? Bo to „pisarz najuczciwszy”, jak w „Ziemi Ulro” stwierdził Czesław Miłosz. Dlaczego najuczciwszy? Bo „pokazuje prawdę bez złudzeń”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Sacha