Bardzo długo czekałem na tę płytę. TRIQUETRĘ odkryłem kilka lat temu i zachwyciłem się. Na pamięć znam krążki demo, widziałem wiele koncertów. To jedna z najciekawszych polskich kapel. Polskich, nie „chrześcijańskich”, bo takie etykietki kompletnie nie pasują do grupy.
Wreszcie doczekaliśmy się krążka z prawdziwego zdarzenia. Na płycie zatytułowanej „T” widać, słychać i czuć, że grupa odnalazła własną muzyczną drogę. Nie zżyna żywcem z innych zespołów, ma swój rozpoznawalny styl.
Płyta została nagrana w studiu w Puszczykowie, a producentem krążka jest Robert Litza Friedrich. Tradycyjnie zachwyca poetyka tekstów. Nieszablonowe, głęboko zakorzenione w Biblii piosenki w połączeniu z krótkimi, urywanymi, brudnymi noisowymi riffami gitary tworzą niezwykłą całość. Nie jest to jednak ściana dźwięku. Wśród szorstkich, surowych, ostrych utworów znajdziemy też melodyjne, wyszeptane ballady. Usłyszymy też utwór „Prastora” śpiewany po białorusku (kapela ma za wschodnią granicą wierne grono fanów).
Podol, wokalista grupy, nie śpiewa o Bogu wprost, ale delikatnie w swą opowieść wplata słowa „Pieśni nad pieśniami”. Pociągnij mnie, biegnijmy.
Biegnijmy.
Album znajdziesz na stronie wydawcy: www.paganini.com.pl
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz