Od aresztowania do egzekucji Sophie Scholl pozostało tylko sześć dni. Spędziła je w pokoju przesłuchań i w celi monachijskiego więzienia. Film Marka Rothemunda oszczędnie odtwarza ostatnie dni dziewczyny, przed którą otwierało się życie.
Aresztowano ją w wraz z bratem 18 lutego 1943 roku na uniwersytecie w Monachium w chwilę po tym, kiedy rozrzucili ulotki wzywające do oporu przeciw hitlerowskiemu reżimowi. W kwaterze gestapo rozpoczęło się intensywne śledztwo. Film Marka Rothemunda nie rekonstruuje dziejów antyhitlerowskiej organizacji, znanej jako „Biała Róża”, lecz przedstawia indywidualną historię tytułowej bohaterki od chwili aresztowania, przez przesłuchania, do wyroku i egzekucji. Najważniejsza, a zarazem najdłuższa część filmu rozgrywa się w gabinecie Roberta Mohra, funkcjonariusza gestapo, który przesłuchiwał Sophie.
Bóg i sumienie
Sophie Scholl kochała życie. Dopóki uważała to za sensowne, zaprzeczała oskarżeniom. O jej inteligencji, woli walki i charakterze świadczy fakt, że doświadczony funkcjonariusz policji, jakim był Mohr, uwierzył początkowo w jej niewinność. Przyznała się dopiero wtedy, gdy dowody, jakimi dysponowało gestapo, okazały się przytłaczające. Ten moment w filmie jest bardzo wyraźnie zaznaczony. To scena w toalecie, kiedy przeżywa chwilę załamania. Jedyną chwilę załamania! Patrzy na swoją twarz w lustrze, zdając sobie sprawę, że już wszystko stracone. Ale to tylko chwila, bo zaraz uspokaja się, modli i podejmuje decyzję. Później, znowu w pokoju przesłuchań, zaczyna mówić.
Nie, nie sypie nazwiskami. Mówi o motywach, które skłoniły ją do podjęcia walki z opierającym się na brutalnej przemocy reżimem.
Z punktu widzenia Mohra, dla którego liczyło się tylko prawo Rzeszy, Sophie i jej towarzysze dopuścili się największej zbrodni. Zdradzili Niemcy, mówiąc o rzezi, jaką przyniosły Europie, i nawołując do nieposłuszeństwa wobec Hitlera. I to w czasie, kiedy trwa wojna. A Sophie i jej przyjaciele uważają ją już za przegraną. Twierdzą nawet, że lepiej, by Niemcy przegrały ją jak najszybciej, by położyć kres przestępczej dyktaturze nazizmu. Sophie podkreśla, że nigdy nie wzywali do czynnej walki. Oni tylko rozpowszechniali ulotki. W jej zeznaniach powtarzają się słowa „Bóg” i „sumienie”, które dla Mohra nic nie znaczą. A dla niej bardzo wiele, co w filmie wyraźnie zostało podkreślone. Sophie jest protestantką, osobą głęboko religijną i z wiary czerpie swoją siłę w obliczu śmierci. W filmie wielokrotnie widzimy ją, kiedy się modli. Pod koniec przesłuchań staje się rzecz niezwykła: Mohr daje jej szansę na złagodzenie wyroku. Dlaczego? Czy przekonały go argumenty dziewczyny i fakt, że jego syn trafił na front wschodni?
Historia opowiedziana w filmie, a więc śledztwo, pobyt w więzieniu, karykatura procesu przed Trybunałem Ludowym i ostatnie godziny życia Sophie, przedstawiona jest z jej punktu widzenia. To, że opowieść Rothemunda jest tak wiarygodna, to w znacznym stopniu zasługa kapitalnej kreacji Julii Jentsch w roli tytułowej. Udało się jej bez odrobiny fałszu doskonale oddać na ekranie rozterki i uczucia swojej bohaterki. A emocjonalny aspekt tego znakomitego filmu jest najważniejszy.
Protokoły gestapo
Znanych jest kilka filmów na temat działalności „Białej Róży”, ale dopiero w tym wykorzystano niepublikowane wcześniej protokoły przesłuchań i dokumenty sądowe, niedostępne w latach 80. Były one ukryte we wschodnioniemieckich archiwach i zostały odtajnione dopiero w 1990 roku. Właściwie każde słowo i każda scena, które słyszymy i widzimy w filmie, ma odzwierciedlenie w dokumentach czy rozmowach ze świadkami wydarzeń. Reżyser dotarł nawet do ludzi, którzy znali funkcjonariusza gestapo Roberta Mohra. Rozmawiał z jego synem i siostrą członka „Białej Róży”, którą Mohr przesłuchiwał przez cztery miesiące.
Chociaż film Rothemunda osadzony jest w konkretnej, starannie udokumentowanej rzeczywistości, poruszone w nim problemy odpowiedzialności, odwagi cywilnej, walki ze złem i samotności w obliczu śmierci mają wymiar ponadczasowy.
Biała Róża
Sophie Scholl (1921–1943, na zdjęciu w środku), skazana na śmierć przez ścięcie na gilotynie przez Trybunał Ludowy, była członkiem organizacji „Biała Róża”, działającej od 1942 roku w Niemczech. Organizację tworzyła grupa studentów niemieckich, a jej działalność polegała na kolportowaniu antyhitlerowskich ulotek. Wysyłano je pocztą, rozrzucano na uniwersytecie w Monachium, zostawiano w miejscach publicznych. Wzywano w nich obywateli do buntu, biernego oporu przeciw Hitlerowi, krytykowano niechrześcijańską naturę wojny, hitlerowskie prawodawstwo, opisywano zbrodnie popełnione na Żydach. Liderem „Białej Róży” był Hans Scholl (na zdjęciu z lewej), a jego najbliższymi współpracownikami jego młodsza siostra Sophie, Willi Graf, Alex Schmorell i Christoph Probst (z prawej). Olbrzymi wpływ na ich działanie miał Kurt Huber, profesor filozofii na monachijskim uniwersytecie, który był autorem dwóch z sześciu kolportowanych przez grupę ulotek. Hans i Sophie zostali zatrzymani przez uniwersyteckiego dozorcę, gdy rozrzucali ulotki. Następnie aresztowano kolejnych członków ruchu. Hans, Sophie i Christoph Probst zostali straceni na gilotynie 22 lutego 1942 r., kilka godzin po wydaniu wyroku. Ten sam los spotkał innych zatrzymanych członków „Białej Róży”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz