Thomas Merton: „Dzień obcego”, Wydawnictwo HOMINI, Kraków 2005, Adres: ul. Św. Sebastiana 33/6, 31-051 Kraków, e-mail: homini@homini.com.pl
Muszę koniecznie zobaczyć pierwszy punkcik światła, z którego poczyna się świt. Muszę koniecznie być obecny sam, przy zmartwychwstaniu Dnia, w czystej ciszy, gdy zjawia się słońce. W tym całkowicie neutralnym momencie otrzymuję od lasów na wschodzie, od wysokich dębów, jeden wyraz: »Dzień«, który nigdy nie jest tym samym. Nie wypowie go żaden znany język.
Nietrudno się domyślić, że powyższe zdania wyszły spod pióra kogoś, kto nie tylko żyje samotnie, ale jest także zdolny do głębokiej, poetyckiej kontemplacji świata, jaki go otacza. To tekst Thomasa Mertona, napisany w maju 1965 r. i zatytułowany „Dzień obcego”. Co ciekawe, ten niewielki liczący zaledwie czterdzieści stron esej powstał na zamówienie! Południowoamerykański wydawca zwrócił się z prośbą do słynnego trapisty, by zechciał opisać jeden „typowy dzień” ze swego życia. W taki oto sposób narodziła się pełna przejmującej prostoty, miniaturowa synteza myśli Mertona, akurat wtedy, gdy w jego życiu dokonała się radykalna zmiana – zamieszkał w pustelni, w domku z pustaków zbudowanym na wzniesieniu przy opactwie Gethsemani w Kentucky.
„Wzgórza niebieskie i rozgrzane; na dnie doliny brunatne, pyliste pole. Słyszę, maszynę, ptaka, zegar” – tak rozpoczyna się ta fascynująca opowieść, przepojona miłością zarówno do przyrody, jak i do zwykłych przedmiotów. Niemal każdemu obrazowi literackiemu towarzyszy zdjęcie. Życie Mertona było modlitwą, a jej nieodłączną część stanowiły rzeczy – taczka, krzesła, kubek z deszczówką, maszyna do pisania. Na zdjęciach zlewają się one z naturą. Także pustelnia, fotografowana wielokrotnie jako obiekt sam w sobie, bardzo często jest tłem dla innych przedmiotów.
Przede wszystkim jednak przebija z tych rozważań całkowita zgoda na siebie, akceptacja własnego losu, własnej egzystencji, wtopionej w ukryty plan Stwórcy: „Wszyscy żyjemy tak, albo inaczej, i już – pisze Merton. – Podlegam naglącej konieczności bycia wolnym, by móc przyjmować konieczność mojej własnej natury. Żyję pod drzewami. Chodzę po lesie z konieczności. Jestem zarazem i więźniem, i zbiegiem. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego urodziłem się we Francji, a moja podróż skończyła się tu, w Kentucky. (…) Wiem, że są tu drzewa. Wiem, że są tu ptaki. (…) Dzielę z nimi to szczególne miejsce; trwamy w równowadze ekologicznej. Ta harmonia nadaje idei »miejsca« nowy kształt”.
Nie ulega wątpliwości, że ten skromny, jednodniowy „notatnik” Mertona stanowi dla nas wspaniałą lekcję chrześcijańskiej pokory, od której przecież powinno się zaczynać każde modlitewne spotkanie z Bogiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Babuchowski