Kto nie poznał twórczości Zahradníczka, ten nie może się uważać za znawcę literatury europejskiej – napisał zachodnioniemiecki recenzent, gdy w roku 1984 w Würzburgu wydano wybór przekładów pt. „Der Häftling Gottes” (Więzień Boży). W tym roku przypada 100. rocznica urodzini 45. rocznica śmierci poety.
Wiosna 1960 roku nie zapowiadała w życiu pani Marii Zahradníczkovej żadnych zmian. Ale tamten kwietniowy dzień w Uhrzínowie, maleńkiej morawskiej wiosce, pamięta, jakby to było dziś. Stała w ogrodzie i nagle usłyszała za sobą skrzypienie furtki. Po latach zwierzy się młodemu poecie i dziennikarzowi Czeskiego Radia, Milošowi Doležalowi, że choć nikt jej o niczym nie uprzedzał, targnęło nią wtedy jakieś dziwne przeczucie. Odwróciła głowę i zobaczyła... męża.
Bolesne powroty
Ostatnie wolne chwile spędzili ze sobą w 1956 roku, przy okazji pogrzebu swoich córek, Zdislavy i Klarki, które zatruły się grzybami (syn Jan został odratowany). Komunistyczna władza „w geście dobrej woli” zwolniła wówczas z więzienia, po pięcioletnim w nim pobycie, „reakcyjnego poetę i sługusa Watykanu”, Jana Zahradníczka, obiecując solennie, że nigdy już do celi nie wróci. Wiemy jednak dobrze, co znaczy słowo komunisty. Po dwóch tygodniach „smutni panowie” znów przyszli po swoją ofiarę i Zahradníczek spędził w więzieniu kolejne cztery lata.
Owocem tamtych czternastu dni wolności była Maria, trzecia córka Marii i Jana Zahradníczków, która w powracającym do domu mężczyźnie nie mogła, rzecz jasna, rozpoznać swojego ojca. Nie zdążyła się nim zresztą nacieszyć, ponieważ po sześciu miesiącach, 9 października 1960 roku, Jan Zahradníczek zmarł na atak serca w drodze do szpitala. Przed dwoma tygodniami minęła więc 45. rocznica jego śmierci, a 17 stycznia tego roku – 100-lecie urodzin.
Kiedy po „aksamitnej rewolucji” 1989 roku i upadku totalitarnego reżimu w Czechosłowacji nastąpiła wolność słowa, najbardziej chyba zdumioną osobą w tym kraju był kilkunastoletni Jeník, wnuczek Jana Zahradníczka. Oto bowiem niemal z dnia na dzień dowiedział się, że jego dziadek, „imperialistyczny agent i zdrajca”, którego nazwisko raz na zawsze miało zostać wymazane z dziejów literatury, był jednym z największych poetów europejskich XX wieku.
Ale poza granicami Czech dawno już o tym wiedziano. Mimo niezliczonych przeszkód stawianych przez reżim czechosłowacki, poezja ta co pewien czas pojawiała się jednak na wydawniczej mapie świata, m.in. w Rzymie, Oldenburgu, Monachium, Toronto, Melbourne... W Polsce już w 1957 roku, a więc w czasie, gdy Zahradníczek nadal przebywał w więzieniu, Andrzejowi Czciborowi-Piotrowskiemu udało się wydrukować na łamach „Kierunków” mały fragment poematu „La Salette”. To nie lada wyczyn tak przechytrzyć cenzurę!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Babuchowski