Kino Terrence’a Malicka ma wyraźnie chrześcijańskie przesłanie.
Film „Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga powszechnie uważany jest za przełomową produkcję w swoim gatunku ze względu na niezwykłe połączenie realizmu i patosu, niesamowitą jak na owe czasy pracę kamery i wiarygodną scenografię. Miał premierę w lipcu 1998 roku, a niejako w jego cieniu pół roku później na ekrany wszedł film Terrence’a Malicka „Cienka czerwona linia”. Dzieło Spielberga stało się kinowym hitem, zostało nagrodzone pięcioma Oscarami. Nie mam wątpliwości, że zasłużenie. Jednak film Malicka również zasługiwał i zasługuje na uwagę, bo w gatunku kina wojennego był obrazem równie nowatorskim. Nie koncentrował się na samej akcji, chociaż nie brakuje tu znakomicie zrealizowanych scen batalistycznych, ale reżysera bardziej interesują wewnętrzne, duchowe przeżycia bohaterów. Duchowe, bo kino Malicka, poczynając od „Cienkiej czerwonej linii”, ma wyraźnie chrześcijańskie przesłanie. Jeden z krytyków nazwał jego filmy swoistą „filmową liturgią”. Chociaż Malick pracuje w Hollywood, jest twórcą kompletnie niezależnym. I tajemniczym – rzadko udziela wywiadów, unika też publicznych wystąpień.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz