„Gdzie człowiek spotyka Boga, tam samo słowo już nie wystarcza” – pisał kard. Joseph Ratzinger, ucząc, że naszym zadaniem jest odkrycie i wyśpiewanie zapisanego we wszechświecie hymnu uwielbienia. Chyba żaden współczesny teolog nie podkreślał tak mocno roli muzyki w zbawianiu świata.
Krótko po święceniach kapłańskich, na początku lat 50. ubiegłego wieku, ks. Joseph Ratzinger kupił fortepian. Nie był to żaden markowy instrument, ale prezentował się ładnie i grał bez zarzutu. Ten sam fortepian towarzyszył później Benedyktowi XVI w Watykanie, gdy był już papieżem. „(...) kiedy ostatnio byłem w Rzymie z chórem katedralnym, wieko fortepianu było otwarte, a na pulpicie leżały sonaty Mozarta. Brat wie, że jego gra nie jest na wysokim poziomie, ale sprawia mu to przyjemność. A jego pragnienie muzykowania wciąż znajduje swoje najpiękniejsze ujście właśnie w Mozarcie” – wspominał ks. Georg Ratzinger, brat Benedykta XVI. Według portalu Vatican Insider muzykę Mozarta papież miał grać również w owo niedzielne popołudnie 24 kwietnia 2005 r., kiedy po inauguracji pontyfikatu wrócił do swojego starego mieszkania, by spotkać się z bratem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski