– Urodziłam się, gdy śnieg leżał jeszcze na stokach, lecz pączki miały rozwinąć się lada dzień. Mowa, którą w sobie noszę jest mową mojej ziemi, jej wiary, tęsknoty, radości – opowiada JULIA DOSZNA.
Pochodzi z malowniczej wsi Bielanka, położonej w samym sercu Beskidu Niskiego. Wychowywała się w rodzinie łemkowskiej: w poczuciu własnej tożsamości narodowej i religijnej. Dziś mieszka i pracuje w Łosiu niedaleko Gorlic. Na scenie czuje się jak ryba w wodzie, bo przez lata śpiewała z ludowym zespołem „Łemkowyna”. Ostatnio występuje z własnymi projektami. Ostatnim z nich jest znakomity album IMIGRANT/EMIGRANT.
Obdarzona ciepłym, przejmującym, źródlanym głosem Doszna wykonuje na nim pieśni śpiewane sto lat temu (przed I wojną światową) w czasie wielkiej emigracji z Łemkowyny za ocean. Śpiewa po łemkowsku i ukraińsku. Nie usłyszymy tu pełnych ognia czardaszy, ale śliczne, smutne, pełne melancholii ballady o rozłące pierwszych emigrantów słowiańskich Ameryki i tych, którzy pozostali w zatopionych w lasach drewnianych wioskach Łemkowszczyzny.
Co ciekawe, płyta została nagrana właśnie w środkowej Pensylwanii. Delikatnemu, pełnemu emocji głosowi wokalistki towarzyszy akompaniament pianina, skrzypiec, kontrabasu i orkiestry smyczkowej aranżowanej przez kompozytora Davida Libby.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz