W książce „Wiek żelaza” J.M. Coetzee – Południowoafrykańczyka, noblisty z 2003 r., nie pada słowo „niebo”.
Ale kiedy w ostatniej scenie bezdomny Vercueil obejmuje swoją przyjaciółkę, bezzębną, starą, odchodzącą na raka kobietę, jego ramiona w starej marynarce przypominają skrzydła, które pomogą jej unieść się właśnie tam. Pomaga swojej towarzyszce przeprawić się na drugi brzeg. A nam odkrywa potrzebę wiary w potęgę uczuć niezbędnych, żeby żyć, ale też godnie odejść.
Bohaterka, emerytowana wykładowczyni filologii klasycznej, przed laty rozstała się z ukochaną jedynaczką, która wyemigrowała do USA i tam założyła rodzinę. Tę odległość i obcość chora kobieta chce teraz pokonać, pisząc do dziecka list pożegnalny o odchodzeniu. Paradoksalnie, oddalając się od życia, przybliża się do córki, która ma otrzymać tę korespondencję po jej śmierci. Doręczycielem przesyłki staje się przypadkowy człowiek. Zastaje go śpiącego na dykcie pod swoim garażem w dniu, kiedy od lekarza dowiaduje się o nieuchronnym wyroku. Do końca nie wiadomo, kto kogo wybrał. Bezdomny włóczęga twierdzi, że ośmielił go jej dom, cichy, bez psa. Kobieta patrzy na niego z obrzydzeniem, ale podświadomie coś ją do niego przyciąga. Początkowo stara się mobilizować go do życia. Potem, po kolejnych atakach bólu, sama się poddaje i zaczyna zachowywać się jak on. Przestaje dbać o siebie i dom. A kiedy policja zabija nastolatka, któremu dała schronienie, sama w rozpaczy kładzie się na chodniku, tak jak jej przyjaciel, Vercueil.
Autor portretuje włóczęgę i starą kobietę naturalistycznie. Ulegamy sensualistycznemu opisowi. Prawie czujemy zapach jego taniego wina, przesiąkniętych moczem spodni, gorączkowy oddech z jej ust, z których wypadła sztuczna szczęka. Trzeba się pogodzić z tym, że – jak włóczędzy – zostaniemy pozbawieni wszystkiego – podpowiada Coetzee. Autor łagodzi pesymizm przesłania wartką akcją, nagromadzeniem przedstawianych bez znieczulenia wydarzeń, bezwzględną dramaturgią umierania. Jednak kiedy doczytujemy do końca przedśmiertną korespondencję bohaterki (cała fabuła książki zapisana jest w formie niezwykłego listu) okazuje się, że jest nadzieja. Vercueil i jego stara przyjaciółka nie stracili wszystkiego. Mają czułość, troskliwość, miłość. Coś, co nie zginie przytłoczone starością, chorobą, samotnością, biedą. Coś, co jest bardziej trwałe od żelaza.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych