Trzynaście lat Aleksander budował swoje olbrzymie imperium. Film Olivera Stone’a trwa trzy godziny i właśnie o tyle za długo. Seans do końca wytrzymają jedynie cierpiący na bezsenność.
Oliver Stone nakręcił kilka świetnych filmów, o czym świadczy chociażby „Pluton”
i „Wall Street”. Od lat nosił się z zamiarem zrealizowania wielkiego widowiska o Aleksandrze Macedońskim, który do tej pory jakoś nie bardzo interesował filmowych realizatorów. Nakręcony w 1956 roku „Aleksander Wielki” Roberta Rosseta daje się dzisiaj obejrzeć właściwie tylko dzięki kreacji Richarda Burtona w roli tytułowej.
Za to Colin Farrel grający Aleksandra w filmie Stone’a dostosował się tylko do ogólnego poziomu aktorstwa w tym gigantycznym kiczu. Występujące w filmie gwiazdy nie za bardzo rozumieją, kogo grają. Wygłaszają drętwe, ocierające się nieraz o śmieszność dialogi rodem z telenoweli. Śmiech na widowni jest jednak niezamierzony, bo to przecież nie komedia.
Trudno uwierzyć, że twórca imperium, marzyciel, nieustraszony wojownik, był tylko nijakim, płaczliwym, chociaż urodziwym młodzieńcem. A takim widzimy go na ekranie. Film każe sądzić, że podbija świat niejako przypadkiem, uciekając przed krwiożerczą, kolekcjonującą żmije matką.
Stone’a bardziej interesowało „ujawnienie” orientacji seksualnej bohatera niż przedstawienie pogłębionej sylwetki psychologicznej. Mało wyraziście zarysowane zostały również inne postaci filmu. Nie za bardzo wiemy, kto i dlaczego wygłasza daną kwestię.
Oczywiście nie tylko niewłaściwa obsada winna jest porażce Stone’a. W chaotycznym, niespójnym, pozbawionym dramaturgii scenariuszu pogubił się prawdopodobnie sam reżyser. Nie mówiąc o widzu, który musi odgadywać kolejność przedstawianych na ekranie wydarzeń. Dotyczy to także scen batalistycznych, pięknie sfilmowanych i zmontowanych; tyle że nie wiadomo, kto z kim walczy.
Jeżeli coś dobrego można o filmie powiedzieć, to należy pochwalić wspaniałe plenery. Tylko czy to wystarczający powód, by angażować gigantyczną machinę produkcyjną i wciągać w to Aleksandra? Może wystarczyłoby zrealizować skromny, ale równie kolorowy obraz turystyczno-krajoznawczy szlakiem wielkiego zdobywcy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz