W Paryżu trwa jubileusz wieczystej adoracji w bazylice Sacré-Coeur. Od 125 lat, dzień i noc, ktoś czuwa i modli się tu za tętniące życiem i tonące w odmętach laicyzmu miasto.
Wzgórze Montmartre. Najwyższe wzniesienie w Paryżu. Z jego szczytu dominuje potężna bryła bazyliki Najświętszego Serca Jezusa. Biel bizantyjskich kopuł i romańskiej wieży zaskakuje oko każdego wjeżdżającego do miasta przybysza – to pierwsza perła architektoniczna na trasie szybkiej kolejki RER z obu lotnisk Paryża. U stóp wzgórza rozciąga się dzielnica lekkich obyczajów, plac Pigalle z symbolicznym Moulin Rouge, agencje prostytutek epatujące wulgarnymi zdjęciami nagich kobiet. Można tu trafić na obcokrajowca z nożem. Nędza, tandetne sklepy.
Trzeba pokonać blisko pół tysiąca schodów, by wyrwać się z tej „Sodomy i Gomory” i stanąć u wrót kościoła. Nad monumentalnym portykiem wita kamienny posąg Chrystusa z wyeksponowanym Najświętszym Sercem. Obok transparenty: „Przyjdźcie oddać cześć Panu”, „Pan czeka tu na Ciebie”.
We wnętrzu panuje półmrok. Ciszę zakłóca szmer przewracanych kartek przewodników, błysk fleszy oraz okrzyki służb porządkowych – bo tu fotografować nie wolno. Tłum posuwa się wokół nawy głównej. Niektórzy dyskutują. Czasem ktoś spojrzy na Jezusa patrzącego z absydy nad ołtarzem. Pantokrator odziany w białą szatę ma potężne ręce. Rozkłada je, jakby chciał przytulić przekraczających próg bazyliki. Uwagę przyciąga otoczone cierniami złote serce i przeszywające spojrzenie Jezusa. Wydaje się, że patrzy na każdego z osobna.
Garstka ludzi siedzi lub klęczy w ławkach. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest się tu świadkiem inscenizacji Ewangelii. Cisi, kalecy, samotni, Francuzi lub imigranci, ronią tu łzy, wpatrują się w tajemniczo ukrytą twarz Jezusa w Hostii. Jego obecność jest wyczuwalna, niemal namacalna. Modlących zalewa fala spokoju – znak niemej pociechy. „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, a ja Was pocieszę” (Mt 11,28) – głosi napis. Bezdomna Murzynka wlecze więc za sobą cały dobytek: obdarty worek z kocem, postrzępione gazety (do spania), puszki i plastikowe kubki z MacDonalda (naczynia do posiłków). Podchodzi blisko Jezusa. Do postawionego na marmurowej posadzce koszyka wrzuca kartkę z intencjami i kilka euro.
W pierwszej ławce siada mama z kilkuletnią córeczką. Tłumaczy jej coś. Dziewczynka – ubrana w granatowy płaszczyk i czerwony berecik – wskazuje pytająco palcem na Najświętszy Sakrament. Kobieta przytakuje. Dziewczynka każe wyjąć mamie karteczkę i dyktuje. Potem biegnie do koszyczka i wrzuca swoją intencję. Przyklęka wpatrzona w Hostię. Obok siada młody mężczyzna – krawat, płaszcz z kaszmiru, jedwabny fular. Zdejmuje okulary i płacze. Za kilka chwil usiądzie tu też starszy paryżanin. Nie bardzo wie, jak się zachować w kościele – przyszedł po pogrzebie znajomej. Zmarła, 99-letnia mieszkanka Montmartre’u, chodziła tu na spotkanie z „Tym, który może wszystko”, tu nabierała sił do życia. On dowiedział się o tym dopiero na pogrzebie, od księdza. Przedtem nigdy tu nie zaglądał. Zostanie dłuższą chwilę: ręce w kieszeniach, ale wzrok wbity w Hostię.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek, współpracownica GN