Na misje do Polski

Wśród Indonezyjczyków jest tylko nieco ponad 3 proc. katolików. Mimo to w Polsce pracuje sześciu indonezyjskich księży i dwie siostry zakonne.

Ze swojej porośniętej palmami wyspy Lembata, nad którą górują dymiące wulkany, przyjechał do Polski ciemnoskóry ojciec Gregorius Lelang Atulolon, misjonarz werbista. Można go dziś spotkać w kościele Królowej Apostołów w Rybniku. Gra tu na gitarze i prowadzi śpiew dzieci. Dlaczego przyjechał akurat do Polski? – W 1965 roku do nas, do Indonezji, przyjechało dwudziestu Polaków, misjonarzy werbistów. Wy tu, w Polsce, modlicie się za nas. I proszę, ja jestem tu. Widać, że ja jestem owoc tej misji – mówi ładnie po polsku, choć z lekkim obcym akcentem. Odwiedziliśmy go w jego polskiej parafii.

Wódką po jeziorze
Do Polski ojciec Gregorius przyjechał w 2001 roku, niedługo po święceniach. – Nikt mi nie powiedział, że tu w lutym jest zima... Wysiadłem z samolotu ubrany na krótko, bo u nas w dzień zawsze jest około 25 stopni ciepła, a w nocy spada tylko do 18 stopni – mówi. Indonezja leży na równiku, ale klimat jest tu łagodny dzięki morzu. Następny szok Gregorius przeżył na widok śniegu. – Siedzę w pokoju w Poznaniu i nagle widzę coś przez okno. Coś, co nie umiem nazwać. Ja wiedziałem, że istnieje śnieg, ale nie pomyślałem, że to jest to. Myślałem, że ktoś rozsypał z góry coś, może cukier? Poleciałem do pokoju piętro wyżej zobaczyć! – śmieje się ojciec Gregorius. – Pytałem kolegów, czy mogę wyciągnąć rękę i śniegu dotknąć, czy to nie jest coś strasznego – chichocze. Jak przeżył ostatnią zimę? – W Rybniku jest lepiej, bo przedtem byłem w Białymstoku. Codziennie jeździłem autobusem do ośrodka dla dzieci z trudnych rodzin. Marzłem na przystanku, myślałem, że umrę – wspomina. Początki nauki języka polskiego były trudne. Na pożegnanie z biskupem pelplińskim Janem Szlagą wygłosił: „Miło mi pana poznać”, wywołując ogólną wesołość pozostałych księży. – Dużo mnie nauczyły dzieci. Nawet na kazaniu się głosiły i mówiły: „Proszę księdza, to nie jest to słowo”, jak powiedziałem na przykład, że Pan Jezus płynął po jeziorze wódką – wspomina.

Wyspa Ślimaki
Ojciec Gregorius pięknie opowiada o swoim dzieciństwie i młodości. O tym, jak codziennie po lekcjach w gimnazjum chodził na ryby z kolegami muzułmanami. – Czasem płynęliśmy łodzią do tymczasowej wyspy, co pojawia się, jak woda odpływa w morze – mówi. – Kiedy jest odpływ? – pytamy. – Tak, odpływ. Nazywa się wyspa Ślimaki. Można tam zbierać z kałuż mnóstwo ryb i owoce morskie, nawet ładować łopatą do wiadra. Starczy dla tysięcy ludzi, a jutro wrócisz i znowu będzie. Z tej tymczasowej wyspy jest wspaniały widok na miasto i lotnisko – wspomina. Indonezja ma najwięcej wysp na świecie: aż 17 508. Ciągną się w kolejnych archipelagach przez 5 tysięcy kilometrów, czyli tyle, ile jest z Irlandii na Kaukaz. Jednak w większości te wyspy, rozsiane między dwoma bezkresnymi oceanami, są bezludne: ludzie zamieszkują w Indonezji „tylko” około 6 tysięcy wysp.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Przemysław Kucharczak