Śmierć? Każdemu polecam! – opowiadał z szelmowskim uśmiechem dominikanin arystokrata Joachim Badeni. Doczekał się.
Skąd u Ojca tyle młodzieńczej radości? – drapali się po głowie ludzie przychodzący do krakowskich dominikanów. A ojciec Badeni odpowiadał: – Sam się nad tym zastanawiam i dochodzę do wniosku, że to dwa żywioły: Duch Święty, którego obecności realnie doświadczyłem, i trzydzieści lat przebywania z młodzieżą. A oni często mi mówili: „To jest moja koleżanka. Jest już stara, bo ma dwadzieścia pięć lat”. Takie hasła odmładzają… By być młodym, trzeba mieć stały kontakt z żywym Bogiem. Wtedy wszystko dokoła ożywa. Najstarszy młodzieniaszek w Polsce zmarł nad ranem 11 marca w krakowskim klasztorze. Miał 98 lat.
I wtedy zobaczyłem Jezusa
Zarażał nieprawdopodobnym poczuciem humoru. Zawsze trafiał w sedno, a swe mądre i celne uwagi przeplatał niewinnymi żarcikami. – Marudzi Ojciec czasem? – zaczepiłem go kiedyś w krużgankach krakowskiego klasztoru. – Tak, tak, czasem narzekam. – Na co? – Na jedzenie najczęściej. Bo ja słabo widzę, słabo słyszę, ale smak mam wysubtelniony. A nasze obiady to jednak zwykła stołówka – uśmiechnął się łobuzersko. – A na Pana Boga Ojciec narzeka? – Nigdy! Choć cytował Sztaudyngera: „Mistyk wystygł/ Wynik? Cynik”, był mistykiem. – Matka Boża posłała mnie do dominikanów – opowiadał.
– Bardzo mi się spodobał habit dominikański. Spytałem zakonnika, czy mogę być tercjarzem w trzecim zakonie. Odrzekł, że owszem. Spytałem, czy będę mógł nosić habit dominikański. Odpowiedział, że tylko do trumny. To nie było zbyt interesujące. „A może pan wstąpi do pierwszego zakonu?” – zapytał. Wtedy wyraźnie zobaczyłem w rogu pokoju Chrystusa z twarzą wschodniego władcy. To była piękna, królewska twarz z brodą. Król Izraela. Atrakcyjność tajemnicy Boga w tym widzeniu była przepotężna, nie do odrzucenia, ale czułem się zupełnie wolny. – Dlaczego tak wielu kpi z podobnych doświadczeń? – zapytałem dominikanina, a on odparł: – Ludzie machają ręką od niechcenia: ech, charyzmatycy! Bo kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic!
Arystokrata klęka przed stajnią
– Podobno pisze Ojciec trylogię wspomnień, zatytułowaną „Pisnął”, „Wrzasnął”, „Zgasnął”. Jak zaczyna się pierwszy rozdział opowieści? – pytała przed laty dominikanina dziennikarka Alina Petrowa-Wasilewicz. – Zaczyna się w Brukseli, gdzie mój ojciec Ludwik był radcą w poselstwie austriackim. Tam w roku 1912 zostało zarejestrowane pierwsze „piśnięcie”, przez mamę i babcię, która była obecna przy rozwiązaniu. Moja matka Alicja, z domu Ancarcrona, była najpiękniejszą kobietą w Szwecji. Tak o niej mówiono. Od urodzenia więc, od pierwszego „pisku”, zawsze miałem przepiękną kobietę przy sobie. Od mojej matki piękniejsza jest tylko Matka Boska.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz