Benedykt XVI był konserwatystą, ale na wzór konserwatora zabytków w muzeum, który musi czuwać, by ktoś nie domalował wąsów Giocondzie, a zatem strzeże cennego dziedzictwa, a zarazem ma zabiegać, by jak najwięcej osób miało do niego dostęp – powiedział francuski filozof Rémi Brague w jednym z wielu wywiadów, które udzielił po śmierci Papieża Seniora.
Jest on jednym z pierwszych laureatów Nagrody Ratzingera i osobiście wielokrotnie spotykał się z Benedyktem XVI.
Zapytany, czy zmarły Papież był wstecznikiem, prof. Brague zauważył, że wstecznictwo jako zwracanie się ku przeszłości bez uwzględniania tego, co dzieje się obecnie jest przejawem głupoty. Są jednak sytuację, kiedy wstecznictwo jest reakcją na to, co dzieje się teraz, kiedy na przykład ktoś wycofuje się z błędnych decyzji. Tak było z Niemcami po wojnie, kiedy musieli się wycofać z nazizmu. Kiedy popełniliśmy błąd i jesteśmy w impasie, najrozsądniejszym rozwiązaniem jest zrobić krok wstecz – mówi prof. Brague.
Wspominając swe osobiste relacje z Josephem Ratzingerem, przyznaje, że zawsze uderzała go jego łagodność, wręcz nieśmiałość, co radykalnie kontrastuje z wizerunkiem, jaki kształtowały media. Przypomina, że doskonale radził sobie w świeckim środowisku akademickim. W 1999 r. podczas wykładu na Sorbonie o bilansie dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa zaskoczył słuchaczy swym akademickim rygorem, jasnością myśli i precyzją języka. Podobnie też było w 2008 r., kiedy w Collège des Bernardins, na spotkaniu z Papieżem zgromadziła się całą śmietanka intelektualna Paryża, a Benedykt XVI nie zawahał się jej przypomnieć o potrzebie poszukiwania Boga, bo to ono stało u początków naszej cywilizacji i nadal jest dla niej niezbędne.
Zdaniem prof. Brague’a, Ratiznger był typem „dobrego Europejczyka” i dlatego miał świadomość zagrożenia, przed którym stoi Stary Kontynent. Wiedział, że o ile chrześcijaństwo może się obyć bez Europy, o tyle Europa, jej cywilizacja może nie przetrwać bez odniesienia do chrześcijaństwa.
Krzysztof Bronk