Kościół ma problem z kobietami, a kobiety mają problem z Kościołem - stwierdziła w poprzednim numerze "Gościa" Alina Petrowa-Wasilewicz. Trzeba koniecznie dodać: nie wszystkie. I chyba nawet nie większość.
Jestem kobietą, teologiem, żoną (matką, niestety, nie), pracuję zawodowo z wyboru i nie mam problemów z Kościołem. Ale też nie mam jakichś szczególnych wymagań wobec Kościoła. Dla mnie jest on przede wszystkim wspólnotą zbawienia. Tylko tyle i aż tyle. Byłoby mi przykro, gdyby się okazało, że Kościół ma problem ze mną, bo jestem kobietą.
Kościół żeńsko-katolicki
Wbrew pozorom więcej problemów Kościół ma z mężczyznami niż z kobietami. Wystarczy rozejrzeć się po kościele w czasie niedzielnej Mszy św. albo na przykład nabożeństwa różańcowego. Przeważają kobiety. W grupach parafialnych i modlitewnych, ruchach i stowarzyszeniach katolickich – także głównie kobiety. Wśród katechetów – także większość kobiet. Podobnie jest w gronie świeckich studentów teologii. Nie bez racji czasem ironicznie mówi się o Kościele w Polsce: Kościół żeńsko-katolicki. Mężczyzn znacznie trudniej przyciągnąć do świątyni. Niewielu z nich angażuje się w działalność grup parafialnych, ruchów czy wspólnot katolickich. Model duszpasterstwa parafialnego nie jest atrakcyjny dla mężczyzn. Od lat trwa dyskusja o tym, co Kościół może im zaoferować. Satysfakcjonujących propozycji wciąż brak.
Ci, którzy twierdzą, że w Kościele uprzywilejowani są mężczyźni, mają na myśli przede wszystkim duchownych. Bo to kapłani-mężczyźni odprawiają Mszę św., sprawują sakramenty i przewodniczą nabożeństwom, głoszą kazania, prowadzą rekolekcje i pielgrzymki... Wystarczy dopuścić kobiety do kapłaństwa i wszystkie kłopoty ze znalezieniem satysfakcjonującego rozwiązania „kwestii kobiecej” w Kościele znikną – sugerują uczestnicy niedawnej dyskusji o miejscu kobiet w Kościele na łamach „Gazety Wyborczej”. Są w błędzie. Polskie kobiety nie marzą masowo o kapłaństwie, nawet absolwentki czy studentki teologii. Bo kapłaństwo to nie zawód czy stan cywilny, ale powołanie. Same ludzkie chęci nie wystarczą. To Bóg powołuje do kapłaństwa kogo chce, kiedy i jak chce.
Gdzie tu problem?
Jeżeli księża nie spełniają oczekiwań kobiet – coraz lepiej wykształconych i coraz bardziej niezależnych, coraz chętniej pracujących zawodowo i skutecznie wspinających się po szczeblach zawodowej kariery; jeżeli w czasie kazań czy nauk rekolekcyjnych dla kobiet widzą tylko żony, matki zajmujące się domem i dziećmi, a nie zauważają coraz liczniejszych grup żon i matek pracujących zawodowo (także z wyboru, nie tylko z konieczności, bo zarobki mężów nie wystarczają na utrzymanie rodziny), singielek czy kobiet samotnie wychowujących dzieci, trzeba im to po prostu powiedzieć. I jasno określić swoje oczekiwania. Aby – jak słusznie pisze w „Gościu” Alina Petrowa-Wasilewicz – te kategorie kobiet zaistniały w świadomości duszpasterzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wiesław Dąbrowska-Macura