Nigdy nie jesteśmy bardziej sobą niż w momencie podejmowania własnych decyzji. Tymczasem ważne wybory życiowe stają się coraz trudniejszą sztuką.
Kolejny kalendarz zdjęty ze ściany. Nowy rok na horyzoncie. To dobry czas, by ruszyć w końcu ze skrzyżowania różnych pomysłów na życie. I zdecydować się na ciągle zamazany, choć od dawna przeczuwany kierunek. Dla jednych będzie to wybór studiów, pracy, dla drugich powrót z tułaczki po świecie lub wyjazd za granicę, jeszcze dla innych sakramentalne „tak” dla wybranej drogi. Albo przeciwnie – zerwanie z nałogiem lub kochanką. Wybrać bez kompromisu. Bez oglądania się wstecz. Paradoksem naszych czasów jest to, że wszyscy mówimy o samorealizacji, a jednocześnie nie potrafimy wyrwać się z wygodnego trwania w zawieszeniu. „Nigdy dotąd nie podkreślano tak bardzo potrzeby autoekspresji, a jednak nigdy jeszcze autoekspresja nie była tak rzadkim osiągnięciem” – pisał Abraham Joshua Heschel, żydowski teolog i filozof. Jak zatem dokonywać trwałych wyborów, kiedy brak zobowiązań i tymczasowość wydają się bardziej bezpieczne?
Imiona strachu
Hiszpański jezuita Carlos G. Valles uważa, że „większość decyzji na świecie podejmuje się raczej poprzez niepodejmowanie żadnej decyzji i pozwolenie, by sprawy toczyły się swoim własnym biegiem”. Nazywa to zjawisko „lenistwem woli”. Lepiej pozwolić, żeby „los” zadecydował lub znajomi czy rodzina. Byle nie czuć ciężaru odpowiedzialności i żyć nieustannie „między” i „od do”. Wiele lat temu socjologia niemiecka wynalazła termin, pasujący do tego typu postaw. Zaczęto mówić o „społeczeństwie doznań”, w którym nie liczy się kształtowanie dojrzałego charakteru, ale nieustanne gromadzenie kolejnych wrażeń, życie fragmentami, bez wizji całości.
Przyczyna strachu przed wyborem może też leżeć gdzie indziej, na przykład w braku pozytywnych przykładów ułożonego życia we własnej rodzinie czy wśród znajomych. Wielu młodych ludzi waha się dzisiaj z podjęciem decyzji o małżeństwie m.in. dlatego, że ich rodzicom się nie udało. Nie chcą powtarzać ich błędów. Doświadczenie rozbicia więzi małżeńskiej rodziców może wpływać na brak zaufania do samych siebie (czasem, na szczęście, działa odwrotnie: bolesne wspomnienia mobilizują, żeby inaczej ułożyć własne życie). Podobnie może być z kapłaństwem, jeśli w otoczeniu nie było nikogo, kto żyłby tym wyborem na serio. Jednak największym hamulcem, by wykonać krok naprzód, jest brak odpowiedzi na kluczowe pytania: czy wiem, czego chcę? gdzie chcę dojść?
Subskrybuj i ciesz się nieograniczonym dostępem do wszystkich treści
Jacek Dziedzina