Katecheza jest szkole bardzo potrzebna. Bo jest jedyną przeciwwagą dla politycznej poprawności, którą serwuje uczniom szkoła.
Od paru lat początek roku szkolnego stawał się doskonałą okazją do zakwestionowania obecności katechezy w szkole. W tym roku jest nieco inaczej. Krytyka szkolnej katechezy nie schodzi z łamów dzienników i tygodników już od trzech miesięcy. Zarzuty najczęściej stawiane dotyczą kompetencji nauczycieli religii, a właściwie jej braku, oraz treści przekazywanych uczniom na katechezie, zwłaszcza podlegających ocenie moralnej zagadnień związanych z seksualnością człowieka oraz przekazywaniem życia i poszanowaniem go od poczęcia do naturalnej śmierci. Tygodnik „Polityka” poszedł dalej, twierdząc na swoich łamach, że religia szkodzi szkole.
Nie chcą, ale chodzą
Można powiedzieć, że w poprzednich latach do ataku „zachęcał” sam Kościół: a to domagając się wliczania oceny z religii do średniej, a to proponując umożliwienie zainteresowanym uczniom zdawania matury z religii. Dyskusje na ten temat jednak dawno ucichły. Przeciwnicy szkolnej katechezy postanowili więc do tematu podejść z innej strony. Na zlecenie dziennika „Polska” zbadano opinie rodziców na temat nauczania religii w szkole. Okazało się, że 50 proc. ankietowanych opowiedziało się za powrotem katechezy do parafialnych salek. A kiedy jeszcze nagłośniono pojawiające się tu i ówdzie przypadki rezygnowania przez uczniów z uczęszczania na katechezę, przeciwnicy nauczania religii w szkołach uznali, że mają wreszcie niepodważalny argument za wyrzuceniem tego przedmiotu ze szkół. Niedawno ks. Tomasz Jaklewicz pisał w „Gościu”, że praktycznie na początku każdego roku szkolnego w szkołach odbywa się referendum na temat religii w szkole. Podpisując deklaracje, w których wyrażają życzenie, by ich dziecko uczęszczało na lekcje religii, rodzice popierają szkolną katechezę. Robią to całkowicie dobrowolnie, w przypadku starszych dzieci zapewne w większości za ich zgodą. Jak wypada to referendum? Z danych Komisji Wychowania Katolickiego wynika, że 90 proc. rodziców uczniów szkół podstawowych życzy sobie, by ich dzieci uczęszczały na religię. Udział dziecka w lekcjach religii zadeklarowało też prawie 90 proc. rodziców gimnazjalistów. W katechezie zdecydowało się uczestniczyć średnio 75 proc. licealistów.
Nie ma dobrych katechetów?
Krytycy szkolnej katechezy sugerują, że religii w szkołach uczą osoby nieprzygotowane do zawodu, ale ślepo posłuszne Kościołowi. Autorka „Polityki” przytacza przykłady, delikatnie mówiąc, nierozsądnych i niedouczonych katechetów. No tak, nauczyciele innych przedmiotów to sami geniusze i świetni pedagodzy, a religii uczą sami nieudacznicy i religijni fanatycy. W wielu szkołach katecheci świetnie odnajdują się w gronie pedagogicznym, mają doskonały kontakt z dziećmi i młodzieżą oraz z rodzicami. Beata Siwiec jest katechetką od 17 lat. Pracowała w trzech szkołach, uczyła dzieci i młodzież w różnym wieku. Od września br. katechizuje gimnazjalistów w Zespole Szkół nr 1 w Jastrzębiu-Zdroju. Ma dobry kontakt z uczniami, nie ma problemu z dyscypliną na lekcjach, potrafi wytłumaczyć nawet najbardziej zawiłe zagadnienia teologiczne. Od lat przygotowuje uczniów do konkursów biblijnych i prowadzi kółko biblijne. W tych zajęciach, odbywających się po lekcjach, regularnie co tydzień uczestniczy kilkudziesięciu gimnazjalistów. A podobno – jak twierdzą przeciwnicy szkolnej katechezy – tematyka religijna młodzieży nie interesuje. Chodzą na religię, bo rodzice im każą (ci sami, którzy uważają katechezę za przedmiot zbędny?) albo żeby nie mieć kłopotów w przyszłości, kiedy przyjdą do kościoła po ślub. Z tonu ostatnich publikacji na temat szkolnej katechezy można wywnioskować, że do polskich szkół chodzą wyłącznie dzieci niewierzących rodziców, a w szkołach ponadgimnazjalnych uczy się tylko ateistyczna młodzież. Takiej opinii przeczy doświadczenie pani Beaty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wiesława Dąbrowska-Macura, sekretarz redakcji