Przerażona Rachela, by zmylić chłopców rzucających w nią grudami śniegu, uklękła pod krzyżem. Robert Tekieli ze zdumieniem zauważył, że jego krzyżyk wygiął się, jakby działała na niego nieznana potężna siła. Gdy Daniel Ange zgubił drewniany krucyfiks, szukano go nawet przez internet.
Żydówka! Chłopcy podbiegli do przerażonych dziewczynek i zaczęli rzucać w nie śniegiem. Rachela struchlała. Na rozstaju dróg ujrzała krzyż. Jeśli klęknę pod nim, pomyślą, że jestem katoliczką – kombinowała. Był 6 stycznia 1943 r. Objawienie Pańskie. Rachela spojrzała na figurę Mesjasza. Nie przypuszczała, że to początek długiej miłosnej historii.
– Gdy byłam malutka, moja rodzina przeprowadziła się do Łomży – opowiada. – Moi najbliżsi uciekali z getta. Pięć osób przebiegło, mnie – szóstą złapali. Tuż za bramą. Miałam trzynaście lat. Kazali mi się odwrócić do ściany. Byłam pewna, że mnie rozstrzelają. Taksówką zabrali mnie na gestapo. Spędziłam tam całą noc. Słyszałam krzyki, płacz dzieci, odgłosy bicia. Nad ranem kazali wyjść. Byłam przekonana, że prowadzą nas na cmentarz. Ale zaprowadzili nas do getta. Trzynaście lat to już nie jest dziecko… Miałam swój rozum. Gdy Niemcy bili mnie i pytali, dokąd uciekałam, kłamałam: „Jestem sierotą. Babcia kazała mi uciec, gdzie oczy poniosą”. Za nic nie chciałam zdradzić kryjówki mojej rodziny… Jakimś cudem ponownie udało mi się uciec z getta. Ukrywałyśmy się w lesie. Niemcy zorganizowali tam łapankę. Ale oni sami nigdy nie wchodzili do lasu, zawsze posługiwali się Polakami. Jeśli Polacy byli
dobrzy, to nas „nie zauważali”. Za złapanie Żyda dostawali 3 kilogramy cukru. To był rarytas…
Polacy, którzy przeczesywali mój las, byli dobrzy. „Nie widzieli” mnie pod krzaczkiem. Rozstałam się z mamą, a ona biedna pomyślała: Złapali moją Rachelę, nie mam po co żyć... Prawdopodobnie wyszła z lasu i ją rozstrzelali. To jest do dziś moja wielka rana… 6 stycznia 1943 roku koło południa brnęłam z koleżanką po kolana w śniegu. Nagle napadli na nas chłopcy. Zaczęli rzucać śniegowymi kulami. Rozpoznali nas. Byłam w spodniach, a wówczas dziewczynki nie chodziły jeszcze w spodniach, miałam długie warkocze. – Żydówki! – krzyczeli. To było niebezpieczne, bo tą drogą często przejeżdżali Niemcy. Doszłyśmy do rozstaju dróg, a tam stał duży krzyż. W mojej głowie zrodził się pomysł: jeśli uklękniesz pod krzyżem, to oni zostawią cię w spokoju. Po raz pierwszy w życiu krzyknęłam: „O Jezu!”. Oni zatrzymali się i odeszli. Rozstałam się z koleżanką. Każda poszła swoją drogą. Schowałam się w kopcu po ziemniakach. Ukrywałam się aż do Wielkiego Postu.
Tam pod krzyżem coś się zrobiło. Nie wiem, jak o tym opowiedzieć. W kopcu na ziemniaki wołałam: Panie, Boże moich ojców, Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba, ja nie chcę Cię zdradzić, ale powiedz mi, kim jest ten Jezus? Ten ukrzyżowany człowiek, prześladowany, cierpiący. Nieustannie o Nim myślałam. Stał się mi bardzo bliski, choć kompletnie Go nie znałam. Ukrywałam się w tym kopcu i modliłam się: Panie Jezu, jeśli ty mnie chcesz, to będę ofiarą dla Izraela. Pójdę do klasztoru, nie będę się ukrywać. Byłam rozdarta. Co noc modliłam się o śmierć. Wolałam umrzeć, niż zostać chrześcijanką. Oni tak źle się kojarzyli: Niemcy, Polacy. W końcu zdobyłam się na szaleństwo. Wyszłam z kryjówki. Przestałam się bać. Poprosiłam o chrzest. 7 września 1945 roku wstąpiłam do klasztoru. Zaczytywałam się w Małej Tereni i powiedziałam: Panie Boże, niech będzie najciężej, ale krótko! Czasami, po kilkudziesięciu latach spędzonych w klasztorze, mówię Jezusowi: oszukałeś mnie. Miało być krótko! Wszystko zaczęło się pod tym wiejskim krzyżem. Co tu dużo ukrywać: zakochałam się w Jezusie. Czym jest ta miłość? A był pan kiedyś zakochany? Tak? To to samo…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz