Zaczęło się od niewinnych ćwiczeń, a doszło do tego, że radio w domu samo się wyłączało.
Bardzo kochałem i żonę, i nasze dzieci. Kiedy po 5 latach powiedziała, że ma innego i odchodzi, nie potrafiłem sobie z tym poradzić – mówi Wiesław Kowalski. – Chodziłem za nią, mówiłem, że się zmienię, jeśli zawaliłem. Próbowałem coś naprawić. Gdy to się nie udało, poszedłem w alkohol. Pracowałem jako brygadzista, budowałem m.in. wielki piec w Hucie Katowice. Ale było coraz gorzej. Jak już zacząłem, to musiałem pić 5–6 dni, i tyle samo potem trzeźwieć. Szukałem dla siebie wyjścia. Kiedyś w radiu usłyszałem: „Joga – relaks, dobre samopoczucie”. „To coś dla mnie, tego właśnie szukam – dobrego samopoczucia” – pomyślałem.
Wrażliwi, ale poranieni
Tak trafiłem do klubu osiedlowego. Była włączona muzyka. Nauczyciel elegancko się przywitał, uczył nas relaksu i medytacji Wschodu. Miał wykłady, głównie o miłości. Słuchaczami byli często ludzie wykształceni (lekarze, prawnicy, nauczyciele, biznesmeni), bardzo uczynni, wrażliwi, ale poranieni, z rozbitych rodzin. Po trzech miesiącach zacząłem się lepiej czuć. Siłą woli przestałem pić. Zauważyłem, że w tej grupie każdy dostawał to, czego chciał – pracę, kobietę... Ja też wszedłem w nowy, wspaniały – jak mi się zdawało – świat. Guru przekazywał nam wiedzę, która miała doprowadzić do stanu oświecenia, stanu Buddy. Studiowałem buddyzm i sufizm. To trwało 10 lat. Byłem pilnym uczniem. Zwierzałem się nauczycielowi ze wszystkie-go – jak wszyscy w tej grupie. Wyjeżdżałem na Zachód, na kursy prowadzone przez mojego nauczyciela. Z czasem sam prowadziłem zajęcia w innych miastach. Guru zastąpił mi ojca, był dla mnie wzorem. A mój rodzony ojciec... już w dzieciństwie mnie przeklinał... Kiedy jeszcze piłem, to po wódce chciałem go bić – rany, które mi zadał, wychodziły z podświadomości. Ale matkę miałem świętą – potrafiła kochać, służyć, modliła się.
Guru przydzielił mi kobietę
Z czasem jednak zacząłem dostrzegać negatywne strony tej grupy. Widziałem, że guru (który rozwiódł się z żoną) spał z każdą kobietą i mnie jedną „przydzielił” – bo w tej grupie panowało totalne posłuszeństwo. Widziałem, że nauczyciel co innego mówi, a co innego robi. Bo mówił, że pieniądze przeszkadzają w osiągnięciu stanu Buddy, a sam ściągał coraz więcej kasy. Widziałem, jak manipuluje ludźmi, lekceważy ich. Chciałem się wycofać, ale nie dałem rady. Nie chciałem iść na zajęcia, ale wtedy czułem niepokój. Szedłem na zajęcia – było lepiej. Kiedyś w końcu jednak uklęknąłem i zapytałem: „Boże, co jest grane?”. Wtedy jakby światło zaświeciło mi się w głowie: „To jest sekta, a guru kieruje naszymi umysłami”. W jednej chwili zdecydowałem: „Odchodzę!”. W tym momencie wszedł nauczyciel z uczennicą, obserwował i wiedział, że ja już wiem, kim on jest.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wysłuchał: Jarosław Dudała