Esnarth Banda straciła najpierw ojca, potem matkę. Oboje zabrał AIDS. Salezjanka Ryszarda Piejko codziennie wypatruje na ulicach Lusaki setki takich dzieci. Sześcioro przyjechało właśnie do Polski.
Ognista żółta kula podnosząc się zza palm bananowców budzi codziennie 11 milionów Zambijczyków. W tym kilkadziesiąt dziewcząt, którymi w założonym przez polskie salezjanki City of Hope, Mieście Nadziei, na przedmieściach Lusaki, zajmuje się s. Ryszarda Piejko. Zwykle nazywają ją po prostu mamą.
Milion dolarów rocznie
W czteroosobowych pokoikach mieszkają najczęściej sieroty, dziewczęta zabrane wprost z ulicy, zagrożone i zepchnięte na margines. Przy pomocy sióstr odzyskują swoją godność. Kończą założoną przez nie szkołę, zdobywają zawód, wychodzą za mąż. – Bez pomocy materialnej z Polski nie mogłybyśmy jednak nic – przyznaje s. Piejko. Niedawno rzymska inspektorka zakonu wyznała, że to wspaniałomyślność Polaków zapewnia trwanie salezjańskich dzieł w Afryce. Ogromna część tej pomocy dociera w postaci „Adopcji na odległość”. – Tylko w 2007 r. na dzieci objęte programem adopcji zostało przekazanych misjonarzom 925 tys. dolarów, o ponad 230 tys. więcej niż w 2006 r. – mówi ks. Stanisław Rafałko, dyrektor Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, misjonarz i inicjator akcji. Od początku istnienia programu „Adopcja na odległość” wzięło w nim udział ponad 4600 darczyńców. Blisko 900 przystąpiło do niego w ubiegłym roku. To pozwoliło objąć adopcją 1455 dzieci i 11 kleryków (6 z Ugandy i 5 z Zambii), którym fundowana jest nauka w seminarium.
Kocham cię „biała mamo”
Wśród fundatorów, bardzo często nazywanych przez afrykańskie dzieci „białymi rodzicami”, jest Elżbieta Gruszka z Rososzycy k. Ostrowa Wielkopolskiego. Do Polski przyjechała właśnie jej „córka” Hilda Zulu, 15-latka z salezjańskiego City of Hope. Przez miesiąc z pięciorgiem innych zambijskich dzieci oraz salezjankami: s. Ireen Kapisha z Luwingu i s. Florence Mulenga z Lusaki będzie jeździć po Polsce (szczegóły na stronie www.misje.salezjanie.pl), by dziękować adopcyjnym rodzicom za pomoc. I zbierać fundusze na rozbudowę Miasta Nadziei. Pani Elżbieta do tej pory znała Hildę tylko ze zdawkowych listów i kilku zdjęć. – Jest bardzo bystra i piękna. Chciałabym, żeby kiedyś mogła studiować u nas, w Poznaniu – mówi adopcyjna mama.
Na pomysł adopcji wpadła po tsunami w 2005 r. Płakała, oglądając sieroty, którym żywioł zabrał najbliższe na świecie osoby.– Wiedziałam, że adopcję prowadzą salezjanie. Napisałam do nich i od tej pory wspomagam Hildę kwotą 200 zł (wystarczy jedynie 40 zł miesięcznie – przyp. red.). Ale nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek ujrzę ją na własne oczy – mówi przez łzy. Joanna Ratajek z Warszawy zdecydowała się na adopcję cztery lata temu po audycji „Ziarno” w TVP. Miała szczęście odwiedzić swoją Marysię w Zambii, bo w imieniu innych rodziców pojechała zobaczyć, jak wielkie są potrzeby dzieci w okolicach Lusaki. – Bieda przechodzi ludzkie wyobrażenie. Ale też pomoc, którą dzieci otrzymują, jest zorganizowana w najlepszy sposób. W oczach dzieci ulicy widziałam smutek i tęsknotę za ciepłem. Za murem City of Hope jest już inaczej – widać radość życia, śpiew i otwartość – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Gołąb